Do tej pory nie wiadomo, kto i jak pozbawił monaster jego największej świętości. Mnich, który rano wszedł do soboru, by przygotować go do porannych modłów dopiero po chwili zorientował się, że ucałował pustą ramę. Zginęła też XIV-wieczna Matka Boska.
Sprawa o tyle tajemnicza, że ikona jest znacznych rozmiarów i nikt w kieszeni jej nie wyniósł, operacja musiała być na miarę co najmniej tej z "Błogosławionej winy". Absolutnie bezradna była policja. Poszukiwania rozpoczęli więc sami mnisi, a w zasadzie ludzie przez nich i władze cerkiewne upoważnieni. Czy oni znaleźli złodziei, czy też ci sami nawiązali nić kontaktu z mnichami? Być może świetnie znanych w całym świecie ikon nie udało się spieniężyć i złodzieje nie mieli innych szans nawet na skromne pieniądze? Nie wiadomo, bo zarówno świat zakonników, jak i złodziei słynął przecież z dyskrecji.
Zaczęto prowadzić kwestę wśród wiernych, bo okup ustalono na znaczną sumę 10 tys. dolarów. Po czterech latach, w okolicznościach do końca i dzisiaj nieznanych, udało się odzyskać świętości. Prawosławny biskup lubelsko-chełmski nakazał zaś w każdą pierwszą niedzielę września odprawiać w monasterze uroczyste modły dziękczynne z okazji odzyskania ikon.