Patrząc na kościółek Opieki Matki Bożej w Przegalinach z łatwością odczytujemy dzieje całej okolicy. Przed świątynią pomnik Stanisława Samuela Szemiota, barokowego poety i dziedzica Przegalin właśnie. W samym kościółku, dawnej cerkiewce unickiej, znajdziemy wspaniale zachowane i odrestaurowane freski Zaśnięcia Najświętszej Marii Panny, Pokrowy (Opieki Matki Bożej), świętych Konstantyna i Heleny oraz Włodzimierza i Olgi, patronów Rusi. Świadczą, że kiedyś w tej świątyni modlono się w obrządku wschodnim. Przy przedsionku znajdujemy kamienną misę na wodę święconą, z napisem w języku starocerkiewnosłowiańskim.
Grób matki i córki
Po prawej stronie kościółka znajdujemy jeszcze jedną ciekawostkę. Ogrodzony metalowym płotkiem nagrobek, na którym po rosyjsku napisane jest, że spoczywają tu Jekaterina Michajłowna Łagodyńska (zm. w listopadzie 1907 roku w wieku 57 lat) oraz Anna Iwanowna Łagodyńska, (zmarła też w listopadzie 1907, ale dwa tygodnie wcześniej, w 25. roku życia). Ewidentnie chodzi o matkę i córkę, być może starsza kobieta nie przeżyła śmierci dziecka. Zajrzawszy do parafialnych rejestrów, szybko ustalamy, że kobiety były żoną i córką ówczesnego prawosławnego proboszcza przegalińskiego, księdza Jana.
Z katolicyzmu do prawosławia i z powrotem
Po raz pierwszy spotykamy go, kiedy jako młody duchowny unicki, wykształcony w Galicji, w 1874 obejmuje probostwo w parafii św. Jerzego w Radzyniu. Tam, ku oburzeniu parafian, zwabiony pewnie pokusami materialnymi, przechodzi na prawosławie. Większość wiernych przestaje uczęszczać do cerkwi. W latach 80. proboszczuje w Horyszowie Polskim, zaś później trafia do Przegalin, gdzie służy aż do 1918 roku. Jest to dość nietypowe. Kiedy na nasze ziemie w 1915 roku weszli Niemcy, znakomita większość duchowieństwa prawosławnego uciekła w głąb Rosji. Dlaczego został Łagodyński? Może wrósł w Przegaliny? Może chciał wrócić do katolicyzmu? Może nie chciał - był już przecież po 60-tce - zaczynać nowego życia? Lokalna tradycja wskazuje, że nie chciał opuszczać parafian. W 1920 roku spotykamy go z kolei w Siedlcach, u boku biskupa Henryka Przeździeckiego. Okazuje się, że znowu zmienił wyznanie: wrócił do katolicyzmu, ale tym razem w obrządku rzymskim - nie było żadnych powodów, by nie mógł być księdzem łacińskim, wszak grób w Przegalinach świadczy, że był wdowcem... Kilka lat później umiera i pochowany zostaje w Siedlcach, prasa diecezjalna odnotowuje, że u schyłku życia otoczony był szacunkiem, miłością biskupa i braci w kapłaństwie.
Tak to i bywa...
Tak to się nam na Podlasiu plecie... Raz unita, raz prawosławny, na koniec rzymski katolik, tylko te nasze drewniane kościółki i ludzie wokół nich tacy sami. Nawet sto lat później nikomu nie przychodzi do głowy, żeby z cmentarza przykościelnego usuwać grób żony i córki księdza, co trzy razy zmieniał religię. Bo to przecież też kawałek historii.