W noc sylwestrową połączone siły oddziałów WiN pod wodzą Leona Sołtysika-Jamesa zaatakowały posterunek w Radzyniu Podlaskim, dzień później w Okalewie rozbito grupę pościgową Korpusu Bezpieczeństwa Publicznego i Urzędu Bezpieczeństwa. W nocy z 2 na 3 stycznia zaatakowano posterunek Korpusu Bezpieczeństwa Publicznego w Siemieniu. W czasie tej ostatniej akcji śmiertelnie postrzelony został Leon Taraszkiewicz - Jastrząb. Okoliczności jego śmierci nie są do końca jasne
Dwadzieścia dwa lata życia Jastrzębia starczyłyby na cztery biografie. Urodzony w Niemczech, w rodzinie o polskich i białoruskich korzeniach, jako nastolatek we Włodawie zaangażował się w konspirację. Kilkukrotnie zatrzymywany przez Niemców, za każdym razem brawurowo uciekał. W 1944 musiał wyrywać się z kolei Sowietom, po czym związał się z niepodległościowym podziemiem.
Wybrali los niezłomnych
Przystał do oddziału "Orlisa" a po jego śmierci przyjął obowiązki dowódcy. Przez cały rok 1946 przyprawiał o drżenie rąk cały aparat bezpieczeństwa. 5 lutego na kilka godzin opanował Parczew. Akcja ta wywołała później niemałe kontrowersje, albowiem propaganda komunistyczna przypisywała jej cechy antyżydowskiego pogromu, co jednak wydaje się być interpretacją zupełnie chybioną. Latem na trasie do Chełma dość przypadkowo jego oddział zatrzymał samochód, którym podróżowała siostra Bolesława Bieruta, Julię Malewska z kilkoma innymi członkami rodziny. Czy to z braku pomysłu, czy w obawie przed najazdem poważnych sił wojskowych i bezpieczniackich postanowiono o zwolnieniu zatrzymanych. Jedyną "opresją" jakiej Malewska zaznała w niewoli, była konieczność codziennego śpiewania razem z partyzantami "Kiedy ranne wstają zorze" i "Wszystkie nasze dzienne sprawy"... Nie było niemalże tygodnia, żeby oddział Jastrzębia nie rozbił jakiegoś posterunku MO albo nie wdał się jakieś bezpośrednie starcie z sowiecką ekspozyturą. W październiku wtargnął do Włodawy, gdzie z ubeckich rąk odbił ponad 100 osób. Lisowski, Kmicic, Cedro i Olbromski na to wszystko z nieba pewnie patrzyli nie tylko z dumą, ale i chwilami z zazdrością.
Ostatni karnawał żołnierza
Rozbiwszy w Nowy Rok w Okalewie (dziś gm. Milanów) grupę pościgową Jastrząb odszedł w kierunku Siemienia. Tam w szkole stał niemal 30-osobowy oddział Ludowego Wojska Polskiego. Plan ataku nie imponował wyrafinowaniem: brat Jastrzębia Edmund "Żelazny" ze swoimi ludźmi otoczyl placówkę, zaś sam Jdowódca z grupą żołnierzy frontalnie zbliżył się do warty. Niestety brawura tym razem kosztowała.
- Kto idzie?
- Wojsko Polskie!
- Hasło?
- ...
Co się wydarzyło w następnych sekundach, jest do tej pory zagadką. Zagrały visy i pepesze, Jastrząb padł ranny, zaś po krótkiej wymianie ognia żołnierze WP skapitulowali. Patyzanci zastrzelili dowódcę oddziału Rabendę, jednego z żołnierzy który miał order "Za walkę z bandami". drugiego który próbował dzwonić po pomoc oraz owego nieszczęsnego wartownika, który najpewniej postrzelił Jastrzębia. Posterunek został rozbrojony, rozmundurowany, zaś partyzanci odeszli w kierunku Komarówki. Ciężko rannego Jastrzębia próbowano przewieźć do lekarza, jednak rany okazały się śmiertelne. Rano pochowano go na cmentarzu w Siemieniu.
W cieniu podejrzeń
Rychło jednak pojawiły się wątpliwości co do tego, czyja kula zabiła dowódcę oddziału. Ciężko ranny Taraszkiewicz miał ponoć powiedzieć jednemu z żołnierzy "Wackowi", że jeden z partyzantów porucznik "Bolek" (też "Łapa", prawdziwe imię i nazwisko nieznane) strzelił mu w plecy. Wersja ta długo była przyjmowana jako pewnik: Urzędowi Bezpieczeństwa udało się w oddziale umieścić agenta, który w odpowiedniej chwili strzelił Jastrzębiowi w plecy. O takim przebiegu wydarzeń świadczył też brat zabitego, Edmund, który walczył aż do 1951.
Przyjęcie takiej interpretacji wymaga jednak przyjęcia całego szeregu założeń. Po pierwsze uczestnik akcji Jan Jarmuł "Wąż" wyraźnie pisze w pamiętniku, że Jastrząb otrzymał postrzały w podbrzusze od pierwszego wartownika. Podobnie - choć bez wskazania na lokalizację ran - opisuje to raport sporządzony przez bezpiekę. Ponieważ pomocy rannemu udzielano natychmiast, z pewnością odnotowano by - i szeroko komentowano w oddziale - że postrzał jest w plecy. Nikt też z uczestników starcia bezpośrednio po nim nie zwrócił uwagi na nic nietypowego, mimo, że przecież wszyscy, którym warunki na to pozwalały, musieli mieć oczy wlepione w idącego samotnie w kierunku wartownika dowódcę. Zarzuty pod adresem Bolka pojawiły się dopiero jakiś czas później i nie były nawet przez Żelaznego upubliczniane. Po trzecie, jeśli nawet Leon Taraszkiewicz wygłosił oskarżenie, był wtedy w stanie agonalnym, na granicy świadomości. Po kolejne wreszcie: po jego śmierci to właśnie Bolek w kolejności starszeństwa powinien przejąć dowództwo, co musiało być nie w smak Żelaznemu. Słaba to przesłanka, podobnie jak powoływanie się na brak ubeckich informacji o umieszczeniu agenta w oddziale Jastrzębia, jednak i nad tym warto się pochylić.
Kolejne wątpliwości mogą budzić okoliczności śmierci samego Bolka. Nie został on nigdy przesłuchany, nie przedstawiono mu też w żadnej formie zarzutów, mimo, że było ku temu mnóstwo okazji. Sam podejrzany też nie podjął próby opuszczenia oddziału. Żelazny skomunikował się z dowódcą obwodu włodawskiego WiN Feliksem Majewskim i wyjednał jego akceptację dla decyzji o zabiciu domniemanego zdrajcy. Bolka zwabiono do Orzechowa, gdzie znienacka czterech partyzantów zastrzeliło go z pistoletów.
Zostało wiele znaków zapytania
Cała sprawa wygląda więc na mającą wiele znaków zapytania. Co i czy w ogóle powiedział przed śmiercią Jastrząb? Czy była to wypowiedź świadoma? Czy Wacek poprawnie ją zrozumiał i czy jej treść przekazał prawidłowo Żelaznemu? Czy podejrzenia Edwarda Taraszkiewicza co do osoby zabójcy brata były uzasadnione, czy też górę wzięły osobiste złe emocje wobec konkurenta do przywództwa w oddziale?
Być może jakiejś informacji dostarczyło by badanie szczątków Jastrzębia i określenie kierunku, z jakiego nadeszły postrzały. Pewną okazją była ekshumacja w roku 1991, kiedy z anonimowej, podpisanej tylko imieniem "Leon" grobu ciało przeniesiono do bardziej okazałego grobu, zabezpieczonego płytą ze stosownym napisem.
Postanowieniem z dnia 20 sierpnia 2009 r. Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej Lech Kaczyński nadał pośmiertnie Leonowi \"Jastrzębiowi\" i Edwardowi \"Żelaznemu\" Taraszkiewiczom dowódcom oddziału partyzanckiego Obwodu WiN Włodawa Krzyże Wielkie Orderu Odrodzenia Polski, Polonia Restituta. W ich imieniu odebrała je ich siostra pani Rozalia Taraszkiewicz - Otta.