Radzyńscy Sprawiedliwi Wśród Narodów Świata
Całą historię znamy z opowieści Marianny Kasprzak, wówczas kilkuletniej dziewczynki, Jest ona zanotowana zarówno w zbiorach izraelskich, jak i polskich.
Pesa, której zabito dwójkę dzieci
.... Mama była krawcową, a ojciec malarzem, jednym z poważniejszych w Radzyniu Podlaskim. Należeliśmy do rodziny może niezbyt zamożnej ale niebiednej. Mieszkaliśmy w domu jednorodzinnym, drewnianym, jak to w małym miasteczku. Tego domu już nie ma, nie istnieje. Był wrzesień (1942 - przyp. ZS), musiało być chłodno. (...) I na podwórko wpadła do nas, dziewczyna, młoda, owinięta w grubą kraciastą chustę i padła mamie do nóg. Prosiła o schronienie. Nie było czasu do namysłu, bo sąsiedzi z jednej strony, sąsiedzi z drugiej strony. Trzeba było błyskawicznej decyzji. Mama szybko wzięła ją do mieszkania. Pierwsza czynność to nakarmić. Pamiętam jak ona połykała tę łyżkę strawy, kawałek chleba. Oczywiście po nakarmieniu z mamą i siostrą włożyły ją do beczki po kapuście, przykryły czymś. Mama bała się, że ktoś wejdzie. Dopiero wieczorem, jak przyszedł ojciec, zebraliśmy się i mama opowiedziała. Ona wyszła. Moi rodzice byli bardzo zżyci ze społecznością żydowską także pozostała u nas. Nazywała się Pesa Bidermann. (rodzina Bidermanów mieszkała na Szkolnej, ale w Skorowidzu znajdujemy tylko starszych małżonków tego nazwiska, nie ma tam młodzieńca, który by mógł zostać mężem Pesy, być może w rzeczywistości byli sąsiadami z Warszawskiej...- przyp. ZS). Ona była młodą mężatką. Miała dwójkę małych dzieci. Niemcy, jak zrobili łapankę, tak całą rodzinę jej wybili. Jej nie było w tym czasie w domu i dzięki temu przeżyła. Trochę wiedziała z Radzynia jacy są ludzie, bo gdyby poszła gdzie indziej, to by było inaczej. Stosunek sąsiadów [do Żydów] był nieprzychylny
Saba, narzeczona Molka Lichtensztejna
Natomiast, Sabę, nazwisko panieńskie Blumen przyprowadził jej narzeczony. Ojciec go nazywał Molek. Molek Lichtensztein z Radzynia (nie znajdujemy go w rejestrze mieszkańców - ZS). Ojciec miał wtedy jakieś 38 lat, on chyba też z tyle. Ojciec prowadził roboty remontowe podczas okupacji. Niemcy cześć Żydów wybijali, a część wykorzystywali do takich robót. Saba była z Międzyrzeca Podlaskiego. To była jego narzeczona, wielka miłość. Ona była wykształcona. Ich mieli wywieźć do obozu na Majdanek. Młodzi, silni i odważni chłopcy wyrwali deskę z pociągu. Uciekła. Przyprowadził ją Molek. Wiedział, że jest już jedna Żydówka. Jeszcze kulała. Miała odłamek z nodze. Wtedy był w Radzyniu doktor Gruszecki(Stanisław, zamieszkały z rodziną na Warszawskiej 28a - ZS) Nie wziął ani grosza za pomoc, ale powiedział, żeby go więcej nie prosić. Na tyle był szlachetny, że zachował to w tajemnicy. (...) Przez jakiś czas, krótki, Molek odwiedzał ją. Przychodził do domu. Ojciec miał tych kilku Żydów, co pomagali, a nikt nie wiedział, że oni są ze sobą w kontakcie. (...) Robili Niemcy czystkę. (...)Ojciec skądś się dowiedział. Namawiał [Molka], żeby jakoś się skrył. Ale on powiedział w ten sposób: "Jeśli on zostanie, to mogą zrobić w domu rewizję. Wtedy zginiemy wszyscy, a tak niech ona przeżyje"
Schowek za obrazem
Był w domu schowek w ścianie, skrytka koło pieca. Na drzwiach wisiał obraz, jakaś słaba reprodukcja. Ojciec nazywał to z niemiecka landszaft. Reprodukcja przedstawiała owoce cytrusowe, których ja na oczy nie widziałam. Przyszedł do domu Niemiec. Nie było nikogo w domu i ten szwab wszedł do kuchni, bo była tylko kuchnia i pokój, i w pokoju wziął ręce do tyłu, nogi rozkraczone, bo oni taką przyjmowali postawę, stanął nad tym obrazem i się przyglądał. Mnie serce... nie wiedziałam, czy one się tam nie poruszą. Trzymałam na ręce kota. Ja tego kota ścisnęłam mocno, że aż on zadrapał mnie i wyrwał mi się z rąk. Wybiegł do kuchni, ja za nim, a Niemiec wyszedł za mną. Dzięki temu odwróciła się jego uwaga od tego obrazu.
Spaliśmy w jednym łóżku
Razem spaliśmy w jednym łóżku, jedliśmy przy jednym stole. Nawet jak w dzień się pilnowało, nikt do nas nie przychodził. Każde z nas miało jakieś określone zadanie. Ja byłam najmłodsza, pilnowałam, bawiłam się, byłam cały czas w domu. Jak tylko ktokolwiek zbliżał się do domu, to ja biegłam szybko,mówiłam i one wtedy miały możliwość [schować się] do tej skrytki, a tak to normalnie chodziły po mieszkaniu. Były traktowane jak siostry, jak córki.
Ciotka co kochała Żyda
Największą ostrożność trzeba było zachować też przed najbliższymi. Nawet jeśli nie z obawy zdrady, co w strachu przed nieostrożnością. Znowuż wracamy do relacji Kasprzakowej: Kiedyś ciotki wybierały ziemniaki w kopcu. Może się trochę domyślały. I pytały mnie, czy wy macie kogoś? Czy wy kogoś ukrywacie? Ja się rozpłakałam i zaprzysięgałam, że nikogo u nas nie ma. Po wojnie, jak już wszystko wyszło na jaw, one mówiły: "Ale ty byłaś! Nie dało się z ciebie niczego wyciągnąć." Sytuacja tego wymagała. Tak nas nauczono. Jedyna osoba, która wiedziała to była siostra ojca. Ona nam trochę pomagała w dostarczaniu żywności. Siostra mojego ojca, jako młoda dziewczyna była zakochana właśnie w Żydzie, nie pamiętam ani jego nazwiska ani jego imienia,. To była wielka miłość. Jej rodzice nie mieliby nic przeciwko, ale ostatecznie nie pozwolono na małżeństwo. On zginął, Niemcy [go] zabili. Ślad po nim zaginął. I ona nie wyszła za mąż. Została panną i umarła w samotności. To było takie wielkie uczucie.
Sekret w środku miasta
Nie jesteśmy w stanie podać zbyt wielu szczegółów dotyczących innych mieszkańców posesji oznaczonej jako Warszawska 18 i jej najbliższych sąsiadów. Ta część dokumentacji zaginęła i bezcenny dla historyków miasta skorowidz mieszkańców z lat 1931- 1939 nie obejmuje adresów poniżej numeru 28a. Zwykle miejsc na kryjówki szukano na wsi, najlepiej na odległych koloniach. Antosiewiczowie Sabę i Pesę ukryli w centrum miasta, którego ulicami przecież chodziły typy najrozmaitsze. Takie jak sąsiad Antosiewiczów, niejaki B. (z relacji p. Hanny Kwasowiec znamy tylko inicjał nazwiska), konfident, który potrafił donieść nawet na swoją rodzinę. Kiedy z jakiegoś powodu został zastrzelony przez samych Niemców, pochowano go pod cmentarnym murem (kiedyś był to rodzaj swoistej społecznej sankcji...) z napisem "Tu leży zdrajca polskiego narodu". Szczęśliwie ów B. nie wywąchał, co dzieje się na po sąsiedzku.
Nie była to jedyna rodzina, która pomagała Żydom. Wiemy o co najmniej 10 osobach, które były przechowywane w mieście, m.in. Franciszek Matysiewicz dał schronienie Majerowi Tunkielbaumowi oraz jego żonie i bratanicy. Przeżyli też Rabsztyn i Tecia Zybierger, którzy po wojnie wyjechali do Wałbrzycha.
Ocalone
Po wojnie Saba wyszła za sowieckiego oficera nazwiskiem Kuperszmit. Zmarła w 2004 roku, przysyłała listy do Antosiewiczów. Pesa również wyszła za mąż, zmarła w latach 50. na raka. Państwo Antosiewiczowie zostali odznaczeni medalem "Sprawiedliwy wśród Narodów Świata" w 1992 roku.