Relację o makabrycznej historii znajdujemy w książce wybitnego, żyjącego na przełomie XIX i XX wieku badacza dziejów Międzyrzeca, ks. Adolfa Pleszczyńskiego "Opis historyczno- statystyczny parafii Międzyrzeckiej", wydanej w Warszawie w 1911 roku.
Gospodarz przyszedł z donosem
Nagłówek w aktach brzmi chłodno.
Anno Dni (Domini) 1669 die 7 Junii ( 7 czerwca). Sprawa Zofii Bednarzanki z Wygnanki o zatracenie dziecięcia spłodzonego z Andrzejem Misiowskim.
Do sprawujących w Międzyrzecu wymiar sprawiedliwości burmistrza Wacława Surucza i jego zastępców Damiana Filipka i Ignacego Kreczkiewicza oraz całej ławy miejskiej przyszedł Walenty Deduch, mieszczanin międzyrzecki. Doniósł, że Zofia Bednarzanka, służywszy w domu Józefa Misiowskiego "nabyła brzemienie" z synem Misiowskiego Andrzejem. Dziewczynę wzięto na "inkwizycyję", czyli przesłuchania. Nie mamy pewności, jakie dokładnie przepisy stosowano, z pewnością jednak był to proces typu inkwizycyjnego: sędzia był jednocześnie oskarżycielem, śledczym i wyrokującym, zaś podsądny był podmiotem a nie stroną. W pierwszej "inkwizycji" prowadzono postępowanie dowodowe, rozpoznawano okoliczności sprawy, w drugiej i trzeciej mogły pojawić się tortury.
Porodziwszy porzuciła, nakinąwszy gnojem
W tej sprawie zdaje się, że podsądna dość szybko postanowiła zeznawać. "Że roku przeszłego zastąpiła z brzemieniem z tym Andrzejem i i strułam się i znowu zastąpiłam z tym brzemieniem, które on mi kazał stracić - którem straciła." Sędziom jednak mało było i "Co nad prawo była na próbę podana dla przyznania lepszego. Co na próbie tęż inkwizycję przyznała starej Józwie Misiowskiej, która ją na pieczu parzyła i jeść dawała, który mię chciał za małżonkę wziąć - ona go kijem zbiła. Toż co na tego Andrzeja przyznała, że za namową onego tam potomstwo zatraciła, lubom porodziła, alem głosu jego nie posłyszała, tylko porodziwszy porzuciła, nakinąwszy (obrzuciwszy) gnojem" .
Do całej tej makabry doszło już w domostwie Dyducha, więc możemy się domyślać, że Misiowscy Bednarzankę wygnali ze służby i musiała szukać nowej pracy i nowego dachu nad głową.
Okrutny wyrok
Swoje zeznanie Bednarzanka potwierdziła na torturach, więc zgodnie z ówczesnymi normami sprawę uznano za udowodnioną. Wedle przywołanego w aktach artykułu osiemdziesiątego stosowanego przez ów sąd kodeksu, "białogłowa któraby potomka swego nie opowiedziawszy brzemienia swego zatracić miała, tedy śmiercią okrutną ma być karaną (...) Nakazujemy, aby za swój występek kabatę otrzymała, Aby w dół wykopany była wrzucona i palem była przebita."
Na prośbę księży tylko jej głowę obcięli
Wyrok musiał zaakceptować jeszcze podstarości zamku międzyrzeckiego, Franciszek Leszczyński. Uznał on dekret ławy miejskiej za najbardziej słuszny, jednak "na wielkie prośby w uznaniu swem Imci osób duchownych międzyrzeckich, aby ta śmierć według dekretu mogła być opuszczona a lżejszą stracona, tedy ścięta śmierć niech będzie zadana tej białogłowie"