reklama

Las Baran ciągle nie zdradza tajemnic

Opublikowano:
Autor:

Las Baran ciągle nie zdradza tajemnic - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

KulturaMordercy wykazali się dużym zmysłem praktycznym. Jako groby wykorzystali transzeje z pierwszej wojny światowej. Ofiary często wrzucali do nich związane drutem i jeszcze żywe, strzelając do leżących na ziemi. Zasadzone na byle jak zasypanych okopach sosenki nie chciały rosnąć i szybko usychały.

Napis na pomniku podkreśla, że "los ten zgotował mi brat". Jest to deklaracja mocno na wyrost. Okoliczność, że kaci również ubrani byli w polskie mundury nie powinna przesłonić faktu, że całą zbrodnią zarządzali Sowieci, tzw. POP - Pełniący Obowiązki Polaka. Nieliczne dokumenty podają nazwiska:  płk Stefan Piekarski - oficer armii bolszewickiej od 1920 roku, kpt. Aleksander Tomaszewski - oficer Armii Czerwonej, Tadeusz Małecki, Maria Bednarska, Władysław Sobiech, Aleksander Zawirski, Michał Frankowski, Marcin Dancyg, Marian Bartoń. Prokuratorem wojskowym II Armii WP był Prokopowicz, szefem oddziału śledczego Wydziału Informacji Czewyczałow, szefem Wydziału Informacji Wozniesienskij, śledztwa Bołdyrow - nazywanie ich braćmi AK-owców to sankcjonowanie maskarady. 

Wieś zamieniona w więzienie

Jesienią 1944 roku w Kąkolewnicy rozlokował się sztab 2 Armii WP, jej Sąd Wojskowy oraz oddziały Informacji Wojskowej czyli kontrwywiadu wojskowego. Opuszczone domy i zabudowania gospodarcze posłużyły za więzienia. Jeszcze długo po wojnie na ścianach niektórych budynków znajdowano wyryte przez więzionych inskrypcje. Łącznie przez niewielką miejscowość przewinęło się ok. 2500 żołnierzy podziemia oraz uznanych za podejrzanych wojaków z samej 2. Armii. Prowadzone po rosyjsku przesłuchania miały charakter wyjątkowo brutalny - bicie, kopanie, wbijanie drzazg pod paznokcie, łamanie kończyn były na porządku dziennym. Formalnie wydawane były wyroki, ale nazywanie tych procedur sądem oczywiście byłoby tylko kpiną z ofiar.

Egzekucje po pijanemu

W tył głowy żołnierzom strzelał słabo mówiący po polsku NKWDysta Bazyli Rogoziński. -Kiedy był pijany od rana, wiadomo było, że w nocy będzie rozstrzeliwał - wspominał jeden ze świadków Antoni Stolcman. Egzekucje były wykonywane po partacku, niechlujnie, często trzeba było strzelać do ofiar już wrzuconych do śmiertelnego dołu. Zakopywano ich płytko, czasem tylko 50 cm. pod powierzchnią. Mogiły maskowano ziemią, mchem i nasadzeniami drzew.  

Jednym z neilicznych świadków prawdy o wydarzeniach w Lesie Baran był Józef Franczak "Lalek", ostatni z Żołnierzy Wyklętych, zabity dopiero w 1963 roku. Przymusowo wcielony do 2 Armii WP na przełomie 1944i 1945 roku został skierowany do Kąkolewnicy, gdzie był świadkiem zbrodniczej operacji. Podjął decyzję o dezercji i rozpoczął 18- letnią samotną walkę.

Walcząc o ślady pamięci

Mimo starań oprawców nie udało się zbrodni utrzymać w tajemnicy. Już od lata 1945 właściciele działek w Lesie Baran, dowódca odziału WiN Jerzy Skoliniec ps. Kruk, ks. Lucjan Niedzielak kapelan WiN, inspektor Jan Szatyński ps. Wrzos z WiN gromadzili dokumenty, zbierali relacje, w czasie dyskretnie przeprowadzanych wypraw na uroczysko oznaczali charakterystyczne punkty topograficzne, spisywali możliwe katalogi ofiar. Na ustalonych miejscach miejscowi nocą stawiali drewniane krzyże, które za dnia bezpieka skrupulatnie usuwała. Oczywiście do 1980 jakiekolwiek próby głośnego upomnienia się o upamiętnienie ofiar i opisanie zbrodni w oficjalnych publikacjach nie miały szans powodzenia.

Czego nie wiemy

Co w pewien sposób zasakakujące: dzisiaj również nasza wiedza o "podlaskim Katyniu" jest tylko fragmentaryczna. Prowadzona w 1990 roku przez radzyńską prokuraturę ekshumacja ujawniła na 100 metrach kwadratowych cztery oddzielne mogiły zawierające 16 ciał. Z zeznań świadków wynika, że takich grobów, zawierających znacznie większą liczbę ciał, na terenie kilkunastohektarowego lasu jest nieporównanie więcej. Woda wypłukiwała czaszki i kości w wielu miejscach.

Podawana przez większość źródeł informacja podawana przez Jana Szatyńskiego o ok. 1800 ofiar jest mocno ogólna, oparta na założeniu, że w Baranie chowano też ofiary z okolicznych obozów NKWD. Uroczysko nie było bowiem jedynym miejscem kaźni: czarną historię ma radzyńskie więzienie, rozstrzeliwano w Lesie Kania w nieodległym Trzebieszowie. Od dawna postulowane jest przebadanie terenu lasu za pomocą skanera podczerwieni, jednak z jakiegoś powodu od wielu lat uznawane jest przez oficjalne czynniki za niecelowe.

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE