Trzynaście luksusowych niegdyś wagonów, wyprodukowanych w Mediolanie, Londynie, Nowym Jorku, Brukseli i Reggio Emilia. Wagonów, które reflektorami parowozów oświetlały Paryż, Ateny, Wiedeń, Pragę, Triest, Stambuł, Moskwę, Harbin, Pekin a nawet Honkong. Wagonów, które gościły bogaczy i arystokratów oraz Herkulesa Poirot i Jamesa Bonda. Zaprawdę: kawał historii Europy umiera na bocznicy kolejowej w Małaszewiczach k. Terespola.
Pociąg legenda
Orient Express legenda otacza od lat niemalże 130. Ociekający luksusem pociąg (a w zasadzie pociągi - w rzeczywistości Orient Expressów było pięć!), był symbolem wszystkiego, co w starych, przedwojennych czasach najlepsze. Przejazdy były nie tylko sposobem komunikacji, ale również elitarnymi wydarzeniami towarzyskimi. W jego wagonach pisarze i filmowcy chętnie umieszczali akcję swoich dzieł - najsłynniejszym i najbardziej udanym chyba było "Morderstwo w Orient Expressie" Agathy Christie, zekranizowane ze znakomitą rolą Davida Suchet w roli detektyw Herculesa Poirot.Spotykamy go i u Grahama Greena a także w "Pozdrowieniach z Rosji" z serii o Jamesie Bondzie.
Próby reanimacji
Regularne kursy oryginalnego, należącego do francuskiej kolei pociągu, ustały w latach 70., jednak rozmaite firmy ciągle próbują w rozmaitych przedsięwzięciach używać marki Orient Express. Taką akcją był np. przejazd Orient Expressu przez Polskę z Paryża aż do Pekinu w 1998 roku, z postojem na szopenowskim koncercie w Żelazowej Woli - większość pasażerów to byli Japończycy... Bilety na podróże np. z Wenecji do Pragi przez Wiedeń i Kraków kosztowały w 2009 roku 6000 euro.
Jeden ze stojących w Małaszewiczach wagonów to legendarny Pullman. Produkowane w Ameryce "pałace na torach" charakteryzowały się najwyższym standardem nie tylko wykonania, ale również obsługi. Z tego, co udało się nam dojrzeć przez okno, wyposażenie stojącego na bocznicy wagonu zostało zdewastowane w stopniu zupełnym
Między Pekinem a Małaszewiczami
W latach 70. oryginalne wagony przejęła szwajcarska spółka Reisebüro Mittelthurgrau z Zürichu, która próbowała odbudować imperium i tradycyjne trasy. W 1993 wynajęto część wagonów do Rosji, gdzie przez ponad 10 lat woziły turystów po trasach syberyjskich i do Pekinu. W 2002 roku pociąg przechodzi w ręce firmy Orient-Express Train de Luxe Betriebs GmbH. Podjęta zostaje próba sprowadzenia składu z Rosji. Okazuje się to jednak problematyczne. Kiedy pociąg wyjeżdżał na wschód na wschodnich, szerszych (152 cm) wózkach, tradycyjne europejskie (143,5 cm) zostawił w Brześciu. Kiedy wrócił, okazało się, że Białorusini naliczyli bardzo wysoką opłatę za ich przechowanie. Skład, przeciągnięty na Polską stronę, utknął w Małaszewiczach, gdzie z kolei zaczął bić kolejny licznik... Właściciel nie kwapi się do jakiegokolwiek kontaktu. W 2010 roku dokonano jeszcze ostatniej rewizji technicznej i potwierdzono dopuszczenie do ruchu, jedyne, co się w sprawie zmienia, to wysokość akacji zarastających tor, na którym stoją wagony.
Tak wyglądał przedział w konfiguracji do snu. W dzień, po złożeniu łóżek przekształcał się w luksusowy salonik. Większość czasu pasażerowie spędzali jednak w jadalnym (menu na poziomie najlepszych francuskich restauracji) i wagonie klubowym (pullmanowskim). Podróż z Paryża do Stambułu trwała trzy doby. Pociąg rozwijał zawrotną na owe czasy prędkość 80 km/ h. Po długoletnim pobycie w Rosji i postoju na granicznej stacji Małaszewicze z pierwotnego luksusu zostały tylko wspomnienia
Czy Orient Express kiedykolwiek ruszy?
W sprawie impas utrzymuje się od długich lat. Problem jest przede wszystkim natury prawnej - zgodnie komentują znający sprawę od lat dziennikarze i regionaliści. Nie wiadomo kto jest obecnie właścicielem, nie wiadomo, kto ma zapłacić postojowe, nie wiadomo, jak rozwiązać sprawę stojących w Brześciu wózków. Pewnie reanimacja pociągu i uczynienie z niego atrakcji turystycznej byłoby dobrym pomysłem, ale na tą chwilę nie ma z kim prowadzić konkretnych rozmów.