Bogdanowicz - legendarny dowódca i jego "drągolierzy"
Być może byli to ludzie Bogdanowicza. Nie wiemy, jaki oddział w nocy z 7 na 8 lutego przybył do mieszkania wójta gminy Rozkopaczew z żądaniem oddania broni palnej. Nie odnajdując broni powstańcy ze spichlerza mieli zabrać kosy w liczbie piętnastu.
Partia Bogdanowicza
Bogdanowicz po nieudanej próbie opanowania przez Frankowskiego Zamościa i ataku na Krasnystaw powrócił w rodzinne strony. Najprawdopodobniej jego oddział liczący od 300 do 400 powstańców uzbrojony w kosy, piki i strzelby 9 lutego pojawił się w gminie Olchowiec (16 km na południowy wschód od Cycowa). Następnie Bogdanowicz przemieścił się w okolice Nadrybia, gdzie miał przez pewien czas organizować swoją partię. W tym czasie przybył na Lubelszczyznę, z okręgu włodawskiego, kilkunastoosobowy oddział Rembowskiego i W. Miketty, rządcy dóbr Krasińskiego, aby wzmocnić partię Bogdanowicza.
Liczebność oddziału Bogdanowicza jest różnie szacowana. Komisarz pełnomocny lubelski, Ignacy Wysocki, wyliczył ją na 200 ludzi "sił wojskowych wystawionych i utrzymywanych przez województwo lubelskie". Rosyjski historyk Mikołaj Berg podaje, że Bogdanowicz wystawił oddział składający się z 400 ludzi. Był on umundurowany, co rzadko zdarzało się w powstaniu styczniowym. Oddział posiadał też sztandar o barwach narodowych.
Czapraki z trupimi główkami
Piechota umundurowana była jednakowo w czarne kurtki, czarne pasy skórzane i konfederatki różnokolorowe. Jazda ubrana była w granatowe spencery i burki z kapturami. Czapraki granatowe ozdobione były trupimi główkami. Mundury dla powstańców z oddziału Bogdanowicza uszyli żydowscy krawcy z Włodawy: Abram Cymerman, Lejzor Cymerman, Moszko Cymerman i Jankiel Sobol. Za przyjęcie zamówienia od Kazimierza Bogdanowicza na uszycie sukman i czapek dla powstańców zostali skazani na surowe kary więzienia i kazamatów, a nawet zsyłkę na Syberię.
Wieszanie zamiast rozstrzelania
Poważnym ciosem dla powstania styczniowego na Lubelszczyźnie była klęska oddziału Leona Frankowskiego w bitwie pod Słupczą. W dniu 8 lutego 1863 r. jego partia została rozbita, a on sam dostał się do niewoli. Przekreśliło to śmiałe plany powstańców na przeprowadzenie większych działań zaczepnych. Rosjanie po wyleczeniu rannego Frankowskiego i śledztwie, w którym wykazał się wielkim hartem ducha i nie wydał nikogo - wydali na niego wyrok śmierci. "Generał Chruszczow rozkazem z 15 czerwca 1863 r. polecił wykonanie wyroku płk. Szelkingowi, dowódcy wołogodzkiego pułku piechoty, stacjonującemu w Lublinie. W tym czasie wyszedł okólnik, nakazujący wieszanie powstańców zamiast rozstrzelania".
Mimo aresztowania Frankowskiego, Bogdanowicz i Nieczaj postanowili kontynuować wspólnie walkę. Najprawdopodobniej oddział Bogdanowicza - "rozmaicie ubranych" ludzi - był widziany w Świerszczowie 12 lutego o godzinie 16, skąd udał się do Wereszczyna.
Zdobycie Włodawy
Kazimierz Bogdanowicz 13 lutego zdecydował się zaatakować Włodawę. Moment był dobry, ponieważ po wybuchu powstania Rosjanie przeprowadzili koncentrację wojsk i część garnizonu włodawskiego została wyprowadzona z miasta. Jak wynika z informacji magistratu, w dniu 13 lutego wkroczyło do miasta "przeszło 200 nieznanych osób mężczyzn, w części na koniach, w części pieszo, uzbrojonych we wszelkiego rodzaju broń (...). Zbiór tych ludzi umundurowanych w jednakową odzież mienił się oddziałem wojska polskiego. Po wejściu do miasta i zamknięciu rogatek zabrali pieniądze z kas: miejskiej i kwaterunkowej oraz magazynu solnego, a z pomieszczeń kwarantanny - pistolety i dubeltówki. W kancelarii magistratu zerwali portrety cara, zniszczyli tablice z herbem Królestwa na wszystkich urzędach w mieście. Po czterogodzinnym pobycie w mieście oddział wymaszerował w kierunku Sobiboru".
Informacja o pobycie Bogdanowicza i jego oddziału w okolicy Nadrybia (pomiędzy 9 a 12 lutego) dotarła do Lublina z pewnym opóźnieniem, gdzie naczelnik Chruszczow w dniu 15 lutego 1863 r. wysłał - przez Łęczną i dalej drogą włodawską - wojsko na czele z majorem Rakuzą z wołogodzkiego pułku piechoty z 2 kompaniami piechoty i 50 kozakami. Był to ten sam oficer, który przed wybuchem powstania pełnił funkcje dowódcy garnizonu w Łęcznej.
Piotr Winiarski, regionalista
Fragment pochodzi z książki pt.: "Łęczna i okolice w powstaniu styczniowym. Miejsca Pamięci."