Proboszcz - męczennik z Drelowa: Ksiądz Karol Wajszczuk (1887-1942)

Opublikowano:
Autor:

Proboszcz - męczennik z Drelowa: Ksiądz Karol Wajszczuk (1887-1942) - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Kultura Rodzinie powiedziano, że powodem śmierci była "choroba serca, niewydolność krążeniowa i zapalenie kiszek". Ale współwięzień z obozu wyjawił prawdę: ks. Wajszczuk podjął się za niego najcięższej pracy, obtarł sobie przy niej nogi i dostał "flegmony", czyli zapalenia ropnego.

Parafię rzymskokatolicką utworzono w 1919 roku, a pierwszym proboszczem został ks. Karol Leonard Wajszczuk. Urodzony w Siedlcach, wyświęcony na kapłana w 1910 roku, najpierw służył jako wikariusz w parafii w Radzyniu. Oprócz działalności duszpasterskiej w konspiracji udzielał się jako kapelan, w działającej w okolicach Kąkolewnicy - Polskiej Organizacji Wojskowej. Od aresztowania przez Niemców ocaliło go tylko pozorowanie zachorowania na tyfus.

Na plebanii w Drelowie

W 1919 roku od biskupa Przeździeckiego otrzymał nominację na probostwo w Drelowie. Była to placówka o tyle trudna, że po likwidacji unii świątynia została przekazana - dość nielicznym, ale dobrze zorganizowanym - wyznawcom prawosławia, później zaś Niemcy urządzili w niej magazyn. Na restaurację czekała też leśna pustelnia w Horodku. Jak się okazało z remontami infrastruktury młody proboszcz radził sobie równie dobrze jak z odnowieniem życia duchowego - zakładał tercjarstwo, kółka różańcowe, chór itp. Z zaangażowaniem zbierał i porządkował również zeznania i wspomnienia dotyczące prześladowania unitów w jego parafii.

Patriota jawny i w konspiracji

Po wybuchu wojny od samego początku dawał przykład właściwego zachowania i podtrzymywał na duchu swoich podopiecznych. Każde nabożeństwo kończył suplikacją "Święty Boże" oraz pieśnią "Boże coś Polskę". Oprócz tego natychmiast rzucił się w wir pracy konspiracyjnej: był m.in. inspiratorem powstania w rejonie Drelowa i Łózek organizacji "Nasze Orły". Niestety na skutek systematycznej inwigilacji konspiracja ta została dość rychło rozbita, zaś ksiądz Wajszczuk musiał się ukrywać. Aresztowany został 28 kwietnia 1940 roku, ale po przesłuchaniach przez gestapo w Międzyrzecu i Radzyniu został zwolniony. Ponieważ jednak obiecał Niemcom, że wróci aby uzupełnić zeznania, sam stawił się drugiego maja na posterunku w Łukowie. Zostaje aresztowany i przewieziony do Lublina, gdzie przez kilka tygodni będzie więziony na Zamku.

Na drodze do męczeństwa

18 czerwca zostaje wywieziony do Sachsenhausen, zaś w grudniu trafia - wraz z poznanym na lubelskim Zamku ks. Ceptowskim) do Dachau. Udaje mu się tam przeżyć do maja 1942 roku, kiedy, będąc już w bardzo złym stanie zdrowia, zostaje uznany za niezdolnego do pracy i wywieziony z tzw. "transportem inwalidów" do komór gazowych. W oficjalnym komunikacie nazistowskiej biurokracji rodzina przeczytała, że powodem śmierci była "choroba serca, niewydolność krążeniowa i zapalenie kiszek". Wspomniany ks. Ceptowski po latach wskazywał, że powodem choroby ks. Wajszczuka było to, że podjął się za niego najcięższej pracy, obtarł sobie przy niej nogi i dostał "flegmony", czyli zapalenia ropnego. 

Wzór dla następców

Po wojnie oczywiście niemożliwym było wyodrębnienie prochów ks. Wajszczuka spośród innych ofiar Dachau, jednak już w 1946 społeczność Drelowa symboliczną urnę z prochami złożyła na miejscowym cmentarzu. W 1997 roku kapłana-męczennika upamiętniono tablicą w kościele NMP, w 1999 zaś znalazł się również na płycie pomnika Peowiaków w Łózkach. Towarzystwo Przyjaciół Ziemi Drelowskiej ogłosiło rok 2004 rokiem pamięci ks. Wajszczuka. Wydano również okolicznościową broszurę. 

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE