Przebieg działań wojskowych z ostatnich dni września 1939 znamy najlepiej z relacji płk. Adama Eplera, wydanej w Tel Avivie w 1942 pt. Ostatni żołnierz polski kampanii 1939 .Jest to książka o tyle szczególna, że nie ma w niej nic z - często spotykanej w takich książkach - wzniosłości i idealizowania wydarzeń. Obdarzony dobrym zmysłem obserwacji Epler zwraca uwagę i skrupulatnie notuje zarówno na temat przeciwnika, jak i własnych oddziałów.
Bez wiary w zwycięstwo
Wbrew później opowiadanym baśniom, z relacji żołnierskiej wyłania się bardzo ponury obraz morale niektórych oddziałów wojska w trakcie odwrotu: Epler przytacza, że pod Kobryniem i Kowlem trudno było znaleźć ochotników do realizacji poszczególnych zadań, nawet bohaterowie Virtuti nie dokonywali wyboru między pójściem na Warszawę albo wycofaniem do Rumunii, ale chcieli po prostu uciekać na północ do domów. Szczególnie trudno było utrzymać w szeregach żołnierzy wywodzących się z mniejszości narodowych.
Zrewoltowany kraj
Również kontakty z miejscową ludnością pochodzenia białoruskiego, ułatwiającą działalność niemieckim i sowieckim dywersantom, odmalowane są najczarniejszymi kolorami.
Mnożące się dezercje ustały dopiero, kiedy żołnierze zorientowali się, że samotne przedzieranie się przez białoruskie i ukraińskie wioski jest bardziej niebezpieczne niż starcie z Wehrmachtem.
Swoje robiła propaganda bolszewicka oraz umiejętnie podjudzana przez Sowietów rewolta antypolska. Tak wyglądało to aż do przeprowadzonej we Włodawie przeprawie przez Bug. Był to moment ostatecznego sformowania się Samodzielnej Grupy Operacyjnej "Polesie". Uzupełniono amunicję, ale główną siłą okazywał się utrzymane morale: płk Epler opisuje, że spotykali się z sytuacjami, gdzie na nowo wcielali do szeregów żołnierzy, których macierzyste oddziały były rozformowane, uzbrajano ich w karabiny porzucone w rowach.
Autorem najbardziej znanej relacji o boju z bolszewikami pod Jabłoniem i Milanowem, a także dalszych dziejów dywizji Kobryń Samodzielnej Grupy Operacyjnej Polesie jest płk. (mianowany pośmiertnie generałem brygady) Adam Epler. Jego udział w bitwie pod Kockiem był na tyle wybitny, że nawet w oflagu Niemcy pozwolili mu zatrzymać szablę. Zmarł w Londynie w 1965 roku
Twarzą w twarz z Sowietami
Oddajmy głos kronikarzowi wojny. (...)Jeszcze za Bugiem wśród żołnierzy zaczęły się szerzyć wiadomości, też pochodzące z Kowla, że właściwie z bolszewikami bić się nie należy. Wojska ich weszły do Polski tylko po to, aby nie dać Niemcom zająć całego kraju. Żołnierz, który przechodził przez zbolszewiczałe wsie, pod czerwonymi bramami tryumfalnymi, zdobywał sobie bronią kwatery i przejścia, zaczynał rozumieć, że bolszewik jest takim samym wrogiem jak Niemiec(...)
Do starcia doszło 29 września w okolicach Jabłonia. Przez dobę trwają walki o miejscowość. Początkowo Polacy spodziewają się trudniejszego zadania, jednak szybko orientują się, że przeciwnik jest źle wyposażony i kiepsko dowodzony. Wiele tłumaczą spotkania z pierwszymi jeńcami, którzy perspektywą zakończenia wyprawy na wschód wcale nie są przerażeni.
(...) Młodzi chłopcy, w latach 20–21, przedstawiają obraz ruiny fizycznej: chudzi, z zapadniętymi piersiami, robią wrażenie zagładzanych od pierwszych dni swego życia. Ubrani w łatane drelichy, w starych, mocno zużytych butach, mają jedynie sukienne płaszcze z jednohaftką u kołnierzy. Przepraszają, że będą mówili "towarzyszu", ale prędko sami przechodzą na "pan". Opowiadają wszystko, co wiedzą. Z Polakami bić się nie chcieli i nie chcą, ale muszą, bo im zagrożono rozstrzeliwaniem za opór. Gdy szli do Polski, mówiono im, że idą na manewry. Po przejściu granicy polskiej zapowiedziano im, że idą na "germańca" - nawet się ucieszyli.
Sowieci nie chcieli wracać do swoich
(...) Po przesłuchaniu jeńców oświadczył im dowódca dywizji, że rano odeśle ich do oddziałów, bo są mu niepotrzebni.
Skutek tej zapowiedzi był niespodziewany; bolszewicy zaczęli błagać, aby ich do oddziałów nie odsyłać. W ogóle nie chcą wracać do Sowietów i proszą, aby mogli zostać w Wojsku Polskim.
Gdy zaczęto ich wypytywać o powody ich prośby, zaczęli się skarżyć na straszną nędzę w domu i stosunki w wojsku. Od powstania kołchozu są żywieni tylko ziemniakami i burakami. Wszystko inne jest zabierane przez komisarzy "za podatki". W wojsku mięsa nie dostają, tylko groch, przy czym pierwsi jedzą oficerowie i komisarze, a szeregowi dostają resztki. Polskę widzieli w czasie swych marszów i nie myśleli, że na świecie może być tak dobrze. W Polsce żyją chyba sami burżuje albo "Amerykanie". Nawet wszystkie chałupy mają całe dachy. Obok leżał ranny ich oficer i słuchał, co jego podkomendni mówili: nie był chyba zbudowany.(....)
Sołdatom pozwolono przystać do Wojska Polskiego. Wielu z nich wzięło udział po polskiej stronie w bitwie pod Kockiem i ramię w ramię z naszymi żołnierzami poszło do niewoli.
Łatwe zwycięstwo pod Milanowem
Bój o Milanów rozegrany został w okolicach stacji kolejowej w kierunku na Cichostów. Początkowo bardzo ostrożni Polacy, podejrzewający, że przeciwnik ma na wyposażeniu także czołgi, szybko zorientowali się, że przeciwnika łatwo można oskrzydlić. Decydującym momentem była indywidualna akcja jednego z plutonowych, który wraz z kilkoma szeregowymi podkradł się i obrzucił granatami sowiecki sztab. Znowuż Epler: (...) Kilkadziesiąt trupów żołnierzy sowieckich pozostało na polu walki. Przeszło 60 jeńców wziął 79 pp do niewoli. Ostatecznym łupem 79 i 83 pułków piechoty było: 11 ckm, 7 rkm i działko przeciwpancerne 40 mm, większa ilość karabinów i 10 wozów zaprzężonych, wyładowanych amunicją. Dywizyjna kompania ckm ostatnia zakończyła swój ogień, zadając jeszcze straty uciekającym z pola walki jeźdźcom, piechurom, wozom. Wśród zabitych pozostał dowódca sowieckiego batalionu i trzech oficerów. Straty batalionu i 83 pp były niewielkie: jeden oficer 79 pp ranny, kilku szeregowych zabitych i rannych. Batalion 79 pp przeglądał dowódca dywizji dopiero w dniu następnym. Wojsko rozmawiało z nim dumne i zadowolone.
Gdy podszedł z dowódcą batalionu do wozu sanitarnego, na którym leżał ranny oficer 79 pp, oficer, zwracając się do dowódcy batalionu, powiedział: "A co, panie majorze, nie zawiedliśmy?"(...)
Bój pod Milanowem był ostatnim zetknięciem się Dywizji "Kobryń" z bolszewikami. Po kilkunastu godzinach, idąc przez okolice Suchowoli na Krasew, pododdziały dotarły w rejon Kocka.