Przed wojną dzień 11 listopada obchodzono w Kamionce bardzo uroczyście.
- Wszędzie były flagi. Cała szkoła szła 11 listopada na mszę do kościoła, potem była akademia. Pamiętam wieczorne pochody harcerskie do kopca legionistów Piłsudskiego. Każdy harcerz szedł z lampionem, to był piękny widok - zapamiętał Janusz Cyfrowicz.
Aresztowani w święto niepodległości
11 listopada 1939 r. święto wyglądało inaczej. Jeśli jakieś flagi były - to tylko niemieckie ze swastyką. Ale mieszkańcy Kamionki chcieli zamanifestować swój patriotyzm. W miejscowym kościele św. Apostołów Piotra i Pawła odprawiono mszę świętą. Wierni zakończyli ja odśpiewaniem "Boże coś Polskę" ze słowami "Ojczyznę wolną racz nam zwrócić Panie".
Pieśń w okresie okupacji niemieckiej była zakazana.
Po mszy grupa młodych ludzi zebrała się w domu Wacława Skrobowskiego przy ul. Michowskiej. Według Zdzisława Misztala, wówczas mieszkańca Kamionki, autora książki "Wydarzyło się na Lubelszczyźnie", zasłoną dymną dla spotkania miały być urodziny córki gospodarza. Jeden z obecnych w domu Skrobowskich gości, Bronisław Smolak, miał podobno egzemplarz konspiracyjnego pisma wydanego w Lublinie. Uczestnicy spotkania śpiewali piosenki patriotyczne i legionowe. Ściągnęło to nieproszonych gości. Granatowy policjant przyprowadził do domu Skrobowskich niemiecki patrol.
Według Misztala mogło się skończyć tylko na kontroli dokumentów, ale młodzi ludzie obecni na spotkaniu wykazali się fantazją i zaśpiewali Niemcom "Rotę" Marii Konopnickiej. Oczywiście refren "Nie będzie Niemiec pluł nam w twarz" nie przypadł żandarmom do gustu. Zatrzymali mężczyzn przebywających w Skrobowskich, kobiety zwolnili do domów. Zatrzymani zostali Klemens Gębal, Bronisław Smolak, Alfred Błażejczyk, Edward Krupa, Ignacy Pietrzela, Józef Wesołowski.
"Powiedz mamie, że niedługo wrócę"
Niemcy nie zapomnieli również o patriotycznej pieśni w kościele. 15 listopada ponownie żandarmeria z Lubartowa przyjechała do Kamionki.
- To był ciepły i słoneczny dzień - zapamiętał Janusz Cyfrowicz. Uczył się wtedy w III klasie szkoły powszechnej, która mieściła się w domu Żyda Lamberta. Kierownikiem szkoły był Wincenty Cyfrowicz, ojciec Janusza.
- Pamiętam, że podczas aresztowania wpadł do klasy właściciel domu Lambert i powiedział do ojca: "Panie Cyfrowicz, Niemcy pytają o pana. Z tyłu domu jest drugie wyjście, niech pan ucieka". Ojciec odpowiedział: "Przed Niemcami nie mam zamiaru uciekać". Pocałował mnie w czoło mówiąc: "Powiedz mamie, że niedługo wrócę". Wręczył mi krzesło, na którym siedział podczas lekcji mówiąc: "Zanieś to krzesło do domu". Do dziś nie jestem w stanie wyjaśnić sobie, po co polecił zabrać krzesło do domu. Być może przewidywał co może się stać i nie chciał, abym był tego świadkiem - wspomina pan Janusz.
W tym dniu Niemcy zatrzymali dziesięciu przedstawicieli kamionkowskiej inteligencji. Byli to nauczyciele Wincenty Cyfrowicz, Franciszek Klamut, Marian Laskoś, aptekarz Józef Zawadzki, wójt gminy Franciszek Mazurkiewicz, sekretarz urzędu gminnego Michał Szatkowski, były kierownik szkoły Franciszek Tartakowski, policjant Jan Bogdan, księża Piotr Gintowt - Dziewałtowski i Antoni Hunicz. Wszyscy zostali przewiezieni do Lubartowa, gdzie czasowo przetrzymywano ich w podziemiach dzisiejszego Gimnazjum nr 2. Potem Niemcy wywieźli ich na Zamek w Lublinie. Tam w celi dołączył do nich ks. Wacław Kosior z Chełma.
15 grudnia Niemcy urządzili sąd doraźny w kaplicy na Zamku. Wszyscy zatrzymani w Kamionce i ks. Kosior zostali skazani na śmierć. Jedynie Tartakowski został zwolniony.
Egzekucję wyznaczono na 6 stycznia 1940 r.
Rozstrzelani w święto Trzech Króli
Aresztowani chcieli się pożegnać z rodzinami.
- Moi najdrożsi - Niech Was Bóg błogosławi i opiekuje się Wami - skoro ja od Was odchodzę. Moje myśli wszystkie są z Wami. Dzieci kochajcie Mamusię, bądźcie pracowite i dobre. Januszku, ucz się, abyś kiedyś był opiekunem sióstr i mamusi. Iruś, wytęż swoje siły aby podołać ciężkiej przyszłości - pisał do żony i dzieci Wincenty Cyfrowicz.
- Najukochańsza Marysiu i dzieci! Błogosławię Was na życie, módlcie się za nas, ale nie rozpaczajcie. Polska zawsze płaciła olbrzymie ofiary - Wy ofiarujecie nas. Marysiu! Znajdziesz jeszcze dobrych ludzi, którzy pomogą Ci przenieść się do Lublina. Kształć dzieci i wychowuj, wiem, że masz dużo hartu, więc umieram spokojnie. Na pamiątkę doręczam Ci krzyżyk mojej roboty wykonany w więzieniu. Żegnam Was najukochańsi - pisał inny więzień.
Ostatnie chwile więźniów z Kamionki są znane dzięki relacjom polskich strażników więziennych. Wiadomo, że młody ksiądz Hunicz płakał przed rozstrzelaniem. Proboszcz Gintowt - Dziewałtowski do końca pełnił kapłańską posługę błogosławiąc i rozgrzeszając idących na śmierć skazańców.
- Za księżmi szli nauczyciele. Trzymali się dzielnie, żegnając się z pozostałymi więźniami. Mówili: pamiętajcie o nas, a na ustach mieli: niech żyje Polska! Klamut idąc mocno tupał nogami. Następny szedł Laskoś, a za nim Cyfrowicz. Z dumnie podniesioną głową, patrząc w twarz hitlerowcom. Struchleliśmy, bo zdawało się nam, że za moment podejdzie do Niemca i uderzy go w twarz - opisywał strażnik więzienny z relacji cytowanej przez Zdzisława Misztala.
Do skazańców z Kamionki dołączono grupę innych więźniów. Rano 6 stycznia 1940 r. Niemcy ze 104 batalionu policyjnego na Kalinowszczyźnie w Lublinie rozstrzelali 26 osób.