Ułańskie pożegnanie z bronią

Opublikowano:
Autor:

Ułańskie pożegnanie z bronią - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Kultura - Charlejów zajęty - jesteśmy na tyłach Niemców - nieprzyjaciel rzuca broń i rynsztunek i cofa się w popłochu - to ostatni meldunek żołnierza, złożony dowódcy w czasie walki. Zawierał najpiękniejsze słowo słownictwa ludzkości - ZWYCIĘSTWO - wspominał dowódca Dywizji Kobryń, pułkownik Adam Epler. Te chwile triumfu były też udziałem kawalerii. I wtedy przyszła tragiczna wiadomość: SGO Polesie kapituluje.

Oddziały zgrupowania "Zaza" rano 4 października zajmowały pozycje w rejonie Woli Gułowskiej. Był to teren kluczowy dla działań SGO Polesie rozciągniętej miedzy Grabowem Szlacheckim a Kockiem. Dlatego tam właśnie Niemcy skierowali uderzenie. Około 10 rano oddziały 66 Pułku Piechoty z 13 Dywizji Zmotoryzowanej zaatakowały 2 szwadron 2 Pułku Ułanów Grochowskich w przysiółku Zarzecze.

Piekło w Woli Gułowskiej

- Szwadron bije się doskonale. Walka toczy się o każdą zagrodę czy zabudowanie - oceniał pułkownik Kazimierz Plisowski, dowódca brygady "Plis".

- Chwyciłem rkm, wycelowałem w pierwszego Niemca z lewej i krótkimi seriami od lewa do prawa! Rozgorzało piekło. Niemcy użyli moździerzy i artylerii - wspominał plutonowy Marian Dominiak z 2 Pułku.

 Ale niemiecka przewaga była zbyt duża. Niemcy wyparli ułanów grochowskich i ułanów zasławskich z zajmowanych przez nich pozycji i opanowali kościół w Woli Gułowskiej i cmentarz w pobliskiej wsi Turzystwo. Ułani ruszyli do kontrataku, który przyniósł ciężkie straty. Polskich żołnierzy wspierały dwa karabiny maszynowe z drużyny plutonowego podchorążego Zbigniewa Szweycera.

- Obrał sobie stanowisko przy stodole Kardasia (sołtysa Turzystwa - przyp. red.), kierując ogniem wychylił się zza węgła i dostał śmiertelną serię. W tym momencie stodoła stanęła w płomieniach. Pies przywiązany na łańcuchu, ranny, wył przeraźliwie, aż go dostrzelił któryś z ułanów - wspominał podporucznik Henryk Jodkowski. Ale Niemcy też ginęli - kapral Gałązka ustrzelił z karabinu maszynowego trzech motocyklistów nadjeżdżających na pełnym gazie. Silnik motocykla warczał jeszcze po śmierci jego załogi.

Ułani grochowscy zdobywali dom po domu, zagrodę po zagrodzie. Dochodziło do walk na bagnety. Odbili cmentarz, na który zaraz spadła nawała niemieckiej artylerii. Oprócz odłamków zagrożenie stwarzały fragmenty nagrobków.

- W pobliżu pocisk rozwalił grób, deski trumny i kości frunęły i wpadły na nas. Było coś niesamowitego w boju pocisków armatnich po mogiłach, w roztrzaskiwaniu krzyży, nagrobków, rozpruwaniu mogił - wspominał podporucznik Jodkowski.

Pod wieczór na pomoc ułanom przyszła piechota z Dywizji Kobryń. Niemiecki karabin maszynowy na wieży kościoła zadał piechurom duże straty, ale ułańskie cekaemy zmusiły nieprzyjacielskie stanowisko do milczenia.

Nowy przeciwnik: 29 Dywizja

Na północny zachód od Kocka pojawił się nowy przeciwnik - nie uczestnicząca dotąd w boju 29 Dywizja Zmotoryzowana. Koło Wróbliny Starej nowa niemiecka jednostka napotkała opór 9 Pułku Strzelców Konnych z Podlaskiej Brygady Kawalerii. 4 października pułk rozpoznał nieprzyjaciela, do decydującej walki doszło już 5 października. Od 7 rano pozycje strzelców konnych były atakowane przez samochody pancerne, które były jednak skutecznie zwalczane przez polskie działka przeciwpancerne. Pierwsze niemieckie natarcie zostało odparte. Około 10 ruszyło drugie, po zapaleniu dwóch samochodów pancernych Niemcy zostali pozbawieni wsparcia.

- Nasi strzelcy gwałtownym przeciwuderzeniem na bagnety wyrzucili Niemców i zmusili ich do odwrotu. Wzięto jeńców, w walce na bagnety wróg poniósł ciężkie straty. Pułk nasz również poniósł straty. Poległ dowódca kolarzy por. Mieczysław Rowiński i kilku strzelców konnych - relacjonował dowódca pułku, pułkownik Tadeusz Falewicz. Niemcy próbowali zmiękczyć polską obronę ogniem artylerii. Około 16 Niemcy ruszyli do natarcia po raz trzeci. I znowu strzelcy konni odrzucili natarcie bagnetami. Niemiecka artyleria ciągle ostrzeliwała polskie pozycje. Straty pułku były poważne.

- Wynoszą z linii dowódcę 2 szwadronu, rotmistrza Zygmunta Tucewicza, z ciężką raną w pachwinie odłamkiem pocisku. W walce na bagnety poległ plutonowy Naparty. Wyprowadzają ppor. Jana Zająca z zakrwawiona głową, pocisk przebił hełm i rozciął czaszkę jak jabłko, ale nie głęboko, nie naruszając mózgu. Niosą kaprala Zabawę i wielu, wielu innych - wspominał pułkownik Falewicz.

Jak na manewrach

5 października SGO Polesie przeszła do działań zaczepnych. Pozycje niemieckie w Woli Gułowskiej miała atakować piechota, a brygada "Edward" pułkownika Edwarda Milewskiego miała uderzyć na tyły i boki Niemców w miejscowościach Charlejów i Poznań na południowy wschód od Woli Gułowskiej. "Plis" pułkownika Plisowskiego miała walczyć o las gułowski i majątek Gułów.

- Oddziały brygady po dwóch ciężkich bojach pod Serokomlą i pod Wolą Gułowską mocno zmęczone, chociaż ducha nie straciły; szeregi mocno przetrzebione, szczególnie w 2 i 5 Pułku Ułanów. Amunicja na wyczerpaniu. Lecz idziemy na nowe działanie raczej z humorem. Mijając kolumnę, rozmawiam z ułanami - uśmiechają się wesoło. Kiedy mijam kolumnę 2 Pułku Ułanów, zaczyna się strzelanina na czole 10 Pułku Ułanów, który jest w straży przedniej. Ruszam galopem razem z moim sztabem. Słyszę uwagi wesołe ułanów mojego pułku: oho, nasz pułkownik to jedzie jak na manewrach! - wspominał pułkownik Plisowski. 10 pułk na jego rozkaz ruszył do ataku na bagnety.

- Do walki pieszej! Z koni!

Za chwilę koniowodni pod dowództwem kaprala Wysockiego pogalopowali w głąb lasu. Spieszony pluton o sile 14 ułanów ruszył naprzód. Znowu wybuch stokesa (moździerza - przyp. red.). Znowu palba karabinowa. Na prawo do lasu idzie dzielny i niezawodny podchorąży Zaremba z obrośniętą gębą. Na lewo od drogi kapral Korzonek z ręcznym karabinem maszynowym. (...)wraz z nami idzie do natarcia 3 pluton ppor. Boguckiego. Widzę go zaledwie kilka kroków w zagajniku. Za chwilę świst i wybuch. Jęk. Szara, spopielała z bólu twarz przyjaciela - wspominał natarcie ppor. Janusz Jeżewski z 10 pułku. Ułanów wsparli koledzy z 2 pułku. Mimo strat - w 10 pułku zginął jeden dowódca szwadronu, dwóch zostało rannych - las gułowski został w polskich rękach. Piechota utrzymała też samą Wolę Gułowską wraz z klasztorem.

Ostatni rozkaz

Udała się też akcja brygady "Edward". Szwadron 3 Pułku Szwoleżerów i szwadron 1 Pułku Ułanów zdobyły wieś Poznań, niszcząc niemiecką baterię artylerii. 3 Pułk Strzelców Konnych utrzymywał Grabów Szlachecki. Brygada pułkownika Milewskiego wyszła na niemieckie tyły. 13 Dywizja Zmotoryzowana zaczęła się cofać.

- Charlejów zajęty - jesteśmy na tyłach Niemców - nieprzyjaciel rzuca broń i rynsztunek i cofa się w popłochu. - Był to ostatni meldunek żołnierza, złożony swemu dowódcy w czasie walki. Zawierał najpiękniejsze słowo słownictwa ludzkości - ZWYCIĘSTWO - wspominał dowódca Dywizji Kobryń, pułkownik Adam Epler. Te chwile triumfu były też udziałem kawalerii. I wtedy przyszła tragiczna wiadomość: SGO Polesie kapituluje.

Generał Kleeberg podjął tę decyzję w obliczu wyczerpania amunicji. Polska artyleria nie miała już czym strzelać. Walka z dwoma dywizjami niemieckimi w tej sytuacji była skazana na niepowodzenie.

- Przywilejem dowódcy jest brać odpowiedzialność na siebie. Dziś biorę ją w tej najcięższej chwili - każąc zaprzestać dalszej bezcelowej walki, by nie przelewać krwi żołnierskiej nadaremnie - napisał generał w ostatnim rozkazie.

Strzelcy konni w Kalinowym Dole

Dowódca zgrupowania "Zaza", generał Zygmunt Podhorski, rozważał możliwość dalszej walki. Ale wobec przemęczenia ludzi i koni zrezygnował z tych planów. Zresztą jak ta walka miałaby wyglądać? Szans na dotarcie do przyjaznej granicy węgierskiej nie było. Kawaleria też kapitulowała. A o to niepokoił się dowódca 13 Dywizji Zmotoryzowanej, generał Paul von Otto. W czasie rozmów z generałem Kleebergiem zapytał: - Czy kawaleria też kapituluje? Gdy uzyskał zapewnienie, odetchnął z ulgą.

Ale był jeden pułk, do którego rozkaz kapitulacji nie dotarł. 3 Pułk Strzelców Konnych w nocy 5/6 października znalazł się we wsi Kalinowy Dół. Strzelcy szli pieszo, prowadząc konie.

- Nagle - seria ckm. Jedna. Druga. W tym momencie skręciłem w prawo za najbliższy dom. W ułamek sekundy potem, tuż nad głowami końskimi, przeleciał rój kolorowych pocisków. To, co się stało - trudno opisać. Stłoczone w wąskiej ulicy wsi konie, rażone czołowym ogniem karabinów maszynowych stanęły naraz dęba i przewracając prowadzących je za wodze strzelców rzuciły się cwałem do tyłu. Wielu strzelców zostało stratowanych. Wiele koni poprzewracało tabory u wylotu wsi. Kilka ze złamanymi kończynami kwiczało przeraźliwie. Piekło na ziemi - wspominał ppor. Zdzisław Janota Bzowski. Było to ostatnie starcie bitwy pod Kockiem. 3 Pułk Strzelców Konnych nie kapitulował. Został rozbity w walce.

W tragicznej chwili kapitulacji kawalerzystów nie opuścili wierni towarzysze - konie. Wspominał ówczesny porucznik 3 Pułku Strzelców Konnych, Zbigniew Makowiecki:

- Konie rozbiegłe po lesie odskoczywszy zrazu daleko od miejsca bitwy zaczęły zbierać się, posłuszne instynktowi, w ogromne stado. Stały razem popasając do świtu. Rankiem 6 października GO "Zaza" stała pod wsią Lipiny czekając smutnego obrzędu kapitulacji (...) Brakowało tylko Pułku 3 Strzelców Konnych. Nagle z lizjery odległego lasu wyłoniła się ława koni pędząca ku zebranym pułkom.- No, mamy 3 PSK, panie generale - rzecze ktoś ze sztabu - ale dlaczego oni tak spieszą do niewoli? A ława sunęła przez pole wyciągniętym galopem, im bliżej swoich tym szybciej. Nagle ktoś krzyknął z szeregu: - To same konie! Nie ma ani jednego jeźdźca! W minutę potem konie 3 PSK, niejedne z porwanymi wodzami, przekręconymi siodłami - stanęły jak wryte przed rozwiniętym szeregiem parskając, grzebiąc kopytami i rzucając łbami, jakby rade, że po porażce wróciły do szyku.

Tak zakończył się udział kawalerii w ostatniej bitwie wojsk II Rzeczypospolitej.

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE