(17 listopada 1885)
... Było to pod miastem Wohyniem, a tam było niebezpiecznie, bo jeszcze wojska stały dla zrabowania tamtych mieszkańców i to wiary rzymskokatolickiej z tego powodu, że upominali się za swoim kościołem. Rząd księdza przeniósł gdzie indziej, a kościół zapieczętował. Oni mieli daleko do kościoła. Ubrali ołtarz przed wielkimi drzwiami i tam chodzili się modlić. Było to tak przez długi czas. Przyjechał potem naczelnik, kazał rozrzucić ubranie - na cały ten ołtarz. Strażnicy nie chcieli i żołnierze inni nie chcieli, tylko wybrał z Tatatrów, co w wojsku byli. Oni rozrzucili. Tak te ludzie poszli do naczelnika, żeby im kościół otworzył. On im mówi, żeby sobie otworzyli i oni się rzucili, kościół otworzyli, chodzili się modlić tak, żeby im nazad nie zamkli, to jedni chodzili na dzień a drudzy na noc i tak trwało przez dni 6 czyli 7, nie mogli strażnicy im dać rady. Wtenczas przyszło wojska 6 rot piechoty i 2 sotnie kozaków. Obstąpili dokoła kościół i wtenczas ludzie musieli wyjść. Z tego powodu wojsko stało i zabierali ludziom wszystko, co mieli, nawet bydło wyżynali i jeszcze, jak mówili, że kilka tysięcy rubli mieli zapłacić kary"
Ostatecznie przez niemal 20 lat parafianie od św. Anny w Wohyniu musieli korzystać z posług religijnych w parafii w Radzyniu Podlaskim.
Pierwotnie kościół św. Anny w Wohyniu nie miał przedsionka i wież. Rozbudowany został po 1905 roku, kiedy do parafii rzymskokatolickiej zapisali się dawni unici i ich potomkowie. Za okazywaną unitom pomoc, mimo oporu wiernych, w latach 1885 - 1905 świątynia była zamknięta