Piotr Kaczor mieszka w Lubartowie. Jest prezesem Miejskiego Koła Związku Kombatantów RP i Byłych Więźniów Politycznych.
- Do wojska trafiłem z poboru. Zostałem powołany 26 sierpnia 1946 r. - opowiada. Miał wtedy 21 lat. Mieszkał w Kolonii Szczekarków. Razem z nim zostali powołani też jego koledzy.
"Polska Syberia"
- Byli Adam Bigoraj, Franciszek Przystupa, Gienek Bobikowski - wspomina pan Piotr. Poborowi dojechali do Ełku pociągiem, stamtąd dotarli do Suwałk piechotą. Pan Piotr wraz z innymi rekrutami trafił do 57 Pułku Piechoty. Po szkoleniu nowych żołnierzy rozdzielono do poszczególnych oddziałów.
- Dostaliśmy w kość podczas szkolenia strzeleckiego. Karabiny miały źle ustawione celowniki, zwłaszcza jeden z nich nigdy nie trafiał w cel. Nasz dowódca wziął ten karabin - nie trafił. Potem powiedział: to wy tak strzelacie. Pogonili nas wtedy za to strzelanie - wspomina Piotr Kaczor. Rekrutom dogryzł wtedy jeden z kaprali.
- Nie można powiedzieć, żeby się znęcał, ale pogonił nas: padnij, powstań, czołgaj się. Bardzo nas zmęczył - opowiada pan Piotr.
W czasie służby żołnierzom dokuczyła mocno zima. W Suwałkach mieszkali w koszarach wybudowanych jeszcze w czasach carskich. Duże sale i jeden piec, ale nie było czym w nim palić. Żołnierze rozbierali klepkę podłogową. Niewiele to jednak dało. Mówili więc, że służą w "polskiej Syberii".
- Na sali było 16 stopni poniżej zera. Dostaliśmy pozwolenie, żeby spać po dwóch i przykrywać się płaszczami - mówi pan Piotr.
Wybuchowy obiad
Nazwisk ówczesnych kolegów już nie pamięta. Niektórzy z nich zostali skierowani do szkoły podoficerskiej.
- Mnie też chcieli tam skierować, bo miałem 7 klas szkoły powszechnej. Ale się wymigałem, że mam płaskostopie - opowiada pan Piotr. Został przydzielony do artylerii pułkowej. Okazało się, że potrzebni są kierowcy. Piotr Kaczor zgłosił się do szkoły kierowców w Ełku. Były wykłady, nauka jazdy.
- Na Wielkanoc 1947 r. miałem dostać urlop, ale wtedy zginął generał Świerczewski. Wszystkie urlopy zostały wstrzymane - mówi Piotr Kaczor. Śmierć generała zabitego przez UPA była oficjalnym powodem Akcji Wisła - wysiedlenia Ukraińców z terenów południowo-wschodnich Polski (faktycznie była już postanowiona wcześniej).
- Stałem na warcie, kiedy przyjechał pociąg z wysiedlonymi Ukraińcami. Nad jeziorem było wiele niewypałów i poniemieckiej amunicji, złożonych przez saperów, którzy rozminowywali ten teren. Z wagonu wysiadła jedna Ukrainka. Wzięła kociołek, ze skrzynek z amunicją ustawiła sobie palenisko i chciała na tym gotować obiad. Kiedy dowódca warty to zobaczył, kazał przetoczyć wagon na bezpieczną odległość od amunicji - wspomina pan Piotr.
Jako szofer trafił do magazynów w Olsztynie. Ciężarowym fordem 6 wjeżdżał po rampie do magazynu na wysokość I piętra.
- Ford był do tego za szeroki, miał tylko 5 centymetrów luzu - wspomina pan Piotr. Jako kierowca dosłużył do końca swojej służby wojskowej. Został zdemobilizowany w 1948 r.