Żyj szybko, kochaj mocno, umieraj młodo - książę Dominik Radziwiłł z Białej - cz. 2
Niektórzy historycy podejrzewają, że gorącej krwi księcia do tego pomysłu pchnięto intrygą: nie posiadał legalnego męskiego potomka, nie było nikogo, kto by jego włości otoczył opieką. Ustanowieni zarządcy kradli jak mogli: choćby Birże, jedna z najważniejszych włości Radziwiłłów, sprzedane zostały pod nieobecność Dominika za marne pół miliona (na dzisiejsze byłby może z miliard, ale na tamte czasy to drobne...). Wstąpienie do armii Księstwa Warszawskiego oznaczało też rozgniewanie cara, w którego imperium leżały dobra Dominika. Sekwestr na dobra nałożony został już po niespełna roku. Sam Józef Poniatowski odwodził szalonego młodzieńca od wstąpienia do armii, mówiąc, że zniweczy majątek i karierę. Że jako najbogatszy, straci najwięcej. Gdyby posłuchał - byłby bogaty. A że nie posłuchał, został nieśmiertelny.
Niech żyje Cesarz!
Napoleonowi Radziwiłł przyprowadził Ósmy Pułk Ułanów Wileńskich. Być może nieprawdziwą jest opowiadana historyjka, że zaraz na wstępie Dominik założył się z Bonapartem, że dostawi mu też tysiąc koni jabłkowitych. Kiedy dotrzymał, Napoleon miał powiedzieć: Jest pan bogatszym monarchą ode mnie. Na co Dominik: Ale ten monarcha chce służyć panu jako pułkownik Sire!
A potem zaczął dokazywać już w siodle, choć wyróżnić się wcale nie było łatwo. Armia Cesarza miała w szeregach wielu wspaniałych kawalerzystów. Marszałek Murat, generałowie Montbrun, Saint Croix, Colbert, wreszcie najwspanialszy z nich, Karol Lasalle - gdybyż dziś chłopców uczono o nich w szkołach, nie wiem, skąd brano by księgowych! Nie było hazardu na który by nie poszli, ognia, przez który by szarżą nie przefrunęli, hrabianki czy mieszczki, którą porzucili nad ranem rozczarowaną, wiersza, którego nie napisali, dzbana, który pozostałby pełny. Dominik pasował do nich idealnie.
Epopeja roku 1812
Na wojnę z Rosją w czerwcu 1812 roku idzie oczywiście w straży przedniej, pod dowództwem bożyszcza kawalerzystów, Murata. Do Wilna wchodzi też, rzecz jasna, jako pierwszy, paradnie, Bramą Trocką. Tak się rzucał na nieprzyjaciela wyprzedzając swój 8 Pułk Ułanów, że ściągnął podziwienie samego Napoleona, a nawet Murata- pisze kronikarz Załuski. Chwilę potem bije się pod Witebskiem i Smoleńskiem, gdzie otrzymuje Legię Honorową. Po bitwie Napoleon nawet ma ostre pretensje do Józefa Poniatowskiego o to, że pozwolił ujść oddziałom Bagrationa, krzyczy: Gdyby był tu mój książę Dominik, Rosjanie by nie uciekli!Dopiero świadectwo marszałka Davouta pozwala księciu Pepi odzyskać dobre imię. Pod Możajskiem (wg rosyjskiej nomenklatury Borodino) zostaje ranny. Dostaje awans na majora w pułku Szwoleżerów Gwardii, absolutnej elicie kawalerii.
Od skarbca Kremla do bagna Berezyny
W zdobytej na kilka dni Moskwie dochodzi do wzruszającej sceny: oglądając skarby opuszczonego Kremla znajduje tam m.in. drogocenną szablę ze znakami rodowymi Radziwiłłów. Po kilkudziesięciu godzinach jednak, wobec wznieconego przez samych Rosjan pożaru, zapada decyzja o wycofaniu się na zachód. Z liczącej pona pół miliona żołnierzy armii przez rosyjskie pustkowia i potworne mrozy zaczęło wycofywać się ok. 60 tys. ludzi. W jako- takim porządku jedynie Polacy, nie dość, że najdzielniejsi, to jako jedyni potrafiący kuć konie na zimę.
Najtrudniejszym momentem było forsowanie Berezyny. To Dominik wskazuje Napoleonowi bród pod Studzianką (bo to jego włości przecież były...), nadający się do postawienia prowizorycznego mostu. Polscy i francuscy saperzy stojąc po pas w wodzie, przez noc budują przeprawę. Dzień później wszyscy umierają z wyziębienia. Na drugim brzegu trzeba natychmiast wejść do bitwy, z której nikt nie miał prawa wyjść żywy. Taktyczny geniusz Napoleona i szalona odwaga Polaków bijących się w straży tylnej i broniących przyczółków sprawiają, że większość armii może dalej wędrować w kierunku Wilna (jaki to był odwrót pamiętamy z pamiętnika żołnierza z "Szatana z siódmej klasy" Kornela Makuszyńskiego).
Nieśmiertelna sława
Napoleon szybkimi saniami wraca do Paryża by szykować obronę. Mówi o Polakach, mając na pewno przed oczami Dominika właśnie: Zyskali oni wprawdzie, każdy z osobna, nieśmiertelną sławę w moich szeregach, dla ojczyzny jednak niczego nie zdziałali.". Polacy zaś w tym czasie jeszcze biją się na wschodnich rubieżach Księstwa Warszawskiego, dzielny marszałek Ney wychodzi z granic Rosji jako ostatni, krzyczy do gen. Dumas: Tak, to ja Ney, to ja oddałem ostatni strzał na tej cholernej wojnie, kiedy przebijałem się przez most w Kownie. A potem wrzuciłem karabin do tego cholernego Niemna, którego nigdy nie powinniśmy przekraczać!
Na gruzach życia
Dominik w tym czasie przez litewskie lasy przebija się w kierunku Mazowsza. W Płocku po raz ostatni spotyka się z żoną. Nie wiemy, co sobie powiedzieli. Książę ma w tamtej chwili przed sobą kluczowy wybór, przed którym stają Poniatowski, Kniaziewicz, Czartoryski i inni liderzy: przyjąć rosyjską ofertę i odstąpić francuskich sztandarów, szukać porozumienia z carem i próbować ratować swoje włości i resztki Polski, czy też dotrzymać honorowo złożonych przysiąg. Dominik już wielkiego majątku do ratowania nie ma: nałożony sekwestr przyniósł opłakane skutki, ponadto w listopadzie 1812 Rosjanie rozkradli i zdemolowali Nieśwież, tak że nie wiadomo, co poszło do skarbca carskiego, co do kieszeni generałów a co do żołnierzy. Zginęły takie skarby jak kopia Szczerbca, jak miecz podarowany Sobieskiemu przez papieża po Wiedniu... Pustką ział, pozbawiony pana, również pałac w Białej. (cdn)