Nie była to pierwsza próba jaka w tym czasie spadła na wieś. W 1867, kiedy z rudnieńskiej cerkwi usuwano wszelkie ślady obrządku łacińskiego (ławki, organy, sygnaturki, różańce, ołtarze boczne), parafianie postawili opór, skutkiem którego na całą zimę część z nich musiała chronić się w lesie, co kilka osób przypłaciło życiem.
Porzucona wioska
O przebiegu zdarzeń w roku 1875 pisze w książce "Martyrologium" ks. Józef Pruszkowski, kustosz unickiej pamięci i kronikarz powszechnego na całym Podlasiu oporu.
...Na początku 1875 roku, wytrzymawszy kilkumiesięczne męczarnie, znowu parafianie uciekli do lasu i w tym roku nie uprawiali pola, ani go nie zasiewali, żyli jak pustelnicy korzonkami roślin, jagodami, grzybami. Nie mieli kawałka chleba a lud okoliczny, za swoją wiarę również ogłodzony przez żołnierską moskiewską szarańczę, nie mógł przyjść im w pomoc jałmużną. Szmaty okrycia rwały się na tych nędzarzach, nędza pożerała starych a jeszcze bardziej małych i te leśne szkielety, modląc się, siedziały nieruchome pomiędzy gęstwiną drzew jak wylękłe zające spłoszone ze swych łożysk, albo snuły się w zaroślach nachylone ku ziemi, szukając pożywienia dla siebie, a jeszcze bardziej dla swych wynędzniałych i płaczących dzieci.
Szesnaście ofiar skonało od grzybów leśnych, jagód, a najwięcej z nędzy - i to przeważnie dzieci do lat 10, potrzebujące delikatniejszej strawy oraz niemowląt płaczących za mlekiem matki, którego z piersi ich nie mogły wyciągnąć, gdy brakło w nich sił życia (...)
Pomysł z piekła rodem
Nie można tu pominąć nowej a niesłychanej tyranii rosyjskiej zaprawionej podlewą krańcowych chuci stepowych Tatarów i zwierzęcych Mongołów, wymysł zapewne Gromeki lub wszystkich razem wziętych apostołów schizmy, na zmuszenie ludu do wyrzeczenia się polskości i katolicyzmu. Pomiędzy ludem pracowitym jest ogólne nawyknienie, rzekłbym przywiązanie do swojego bydlęcia, z którym pracowity człowiek podziela trudy swojego ciężkiego żywota (...) Rodzina cała zalewa się łzami gdy bydlę jej jest niebezpiecznie chore, lub gdy zdechnie. Ten smutek włościan nie pochodzi tylko z żalu straty materialnej, lecz i z przywiązania do pożytecznego bydlęcia.Rosjanie (...) postanowili spróbować wściekłej katusz zwierząt w oczach spędzonych gromad włościańskich, a może uda się im upartych unitów przełamać widokiem tyranii ich bydląt. Więc kilka sztuk bydła wyprowadzono na plac i za szyje uczepiono je przy płotach.
Na rozkaz swojej starszyzny kozacy odbijali bydłu rogi obuchem topora.
A wtedy "naczalstwo" zapytywało płaczący z przerażenia naród: Prinimajetie prawosławie? Po odmownej odpowiedzi szedł rozkaz kaleczyć nogi bydlętom, aby upadając na ziemię i brocząc krwią, rykiem swoim przerażały każdego. I znowu padało pytanie skierowane do ludu jak piekielne urągowisko jego stałości w wierze: prinimajetie prawosławie? Następował trzeci rozkaz - kłuć bydlęta pikami lub szablami ze wszystkich stron, aby przeciągłym rykiem bydlęta broczące krwią ścinały lodem boleści serca swych właścicieli a wolnym i strasznym konaniem zarażały śmiercią żyjącego i niepokonanego ich ducha i prowadziły do odstępstwa od religii. Była to naprawdę piekielna próba, diabelski rachunek uczuć ludzkich - przeprowadzone z całą tragicznością piekielnej sceny z krańcowym barbaryzmem. Lecz i ta próba, jak i inne, najzupełniej chybiła celu i wywołała wręcz przeciwny skutek. Naród rzucał się do nóg oprawcom i łącząc swój jęk z rykiem zdychającego bydlęcia wołał:
Pobijcie i nas jak bijecie nasze bydlęta, one konając za nas nauczyły nas, jak mamy skonać za Chrystusa, za świętą naszą wiarę"
Najdziksze prześladowania carskie nie przełamały oporu dzielnych parafian z Rudna. Sześćdziesięciu z nich wysłano na zsyłkę do Rosji, wieś poniosła też ogromne straty materialne. Oprócz ks. Pruszkowskiego relacje o martyrologii parafii Rudno spisał w latach dwudziestych jej kolejny proboszcz ks. Franciszek Dzięga