Ratownik na proteście
W sobotę (22 stycznia) w Lublinie odbył się protest przeciwników obowiązkowych szczepień. Zaczął się pod Zamkiem Lubelskim, gdzie był czas na przemówienia. Jedną z osób, która zabrała głos był Robert Oleniacz - ratownik medyczny. Mężczyna przedstawił się podczas marszu, więc Jego imię i nazwisko nie jest tajemnicą.
- Jestem ratownikiem medycznym, 10 lat pracowałem w tym mieście jako ratownik medyczny. Nie możecie mieć za złe innym ratownikom, którzy są tutaj na marszu również, przebrani, bo po prostu nie mogą tego powiedzieć, co ja teraz mówię. Dlatego, że zrobią to co ze mną, czyli zwolnią ich - mówił Robert Oleniacz. - Kiedy ujawniłem zgon poszczepienny zostałem po prostu zwolniony. W raporcie przeczytali mi każde moje poczynanie na Facebooku. Zostałem oczyszczony z zarzutów, dlatego że nagrania wysyłałem w wiadomościach prywatnych, a nie publicznie. Dlatego nic nie mogli mi zrobić. Proszę państwa, kto jak nie my, widzimy co się dzieje. Ja nadal pracuję, nie powiem gdzie.
CZYTAJ TAKŻE: Protest przeciwko przymusowym szczepieniom przemaszerował Placem Zamkowym w Lublinie [FOTOGALERIA]
- Ale robiąc w trakcie 12 godzin 14 wyjazdów, nigdy nie widziałem tyle arytmii, tyle migotań przedsionków, ile jest teraz, tyle zaburzeń neurologicznych, udarów. Dlaczego o tym się nie mówi? Kardiologie są pozapychane. Rozumiecie ludzie, co się dzieje? Pozapychane, tyle zatorów. Jedną z haniebnych rzeczy, którą musiałem wykonać, to przed świętami wielkanocnymi, szpital tymczasowy, który jest tutaj w Lublinie, został zapchany, wtedy kiedy przyjechał pan minister zdrowia z premierem. Został zapchany, tak żeby za kamerami było widać pacjentów. Pacjenci zostali zwiezieni przez ratowników ze Szpitala Specjalistycznego nr 1 do szpitala tymczasowego. My ratownicy zwoziliśmy tam pacjentów, a po wizycie premiera i ministra zdrowia z powrotem ich odwoziliśmy do SPSK1. Medycy się nie szczepią, dlatego kombinujemy jak możemy. Najpierw medycy, potem cała reszta. Medycy sobie jakoś poradzą, ale nie każdy sobie poradzi - mówił dalej ratownik.
Zwolnienie z pracy i wypowiedź
Po proteście w mediach pojawiły się informacje, że ratownik dyżurował w szpitalu w Lubartowie, a wcześniej w lubelskim pogotowiu, ale po sobotnim proteście został zwolniony z pracy za swoje słowa w trakcie pikiety. W poniedziałek (24 stycznia) opublikował na swoim profilu Facebook nagranie skierowane do m.in. wojewody lubelskiego i swoich kolegów. W filmiku wspomina jak przyjechał do szpitala tymczasowego w Lublinie. Nagranie było udostępniane już przez kilka stron na Facebooku m.in. "Na tropie patologii sytemu".
- Lekarz, który tam pracował miał jedynie na sobie fartuch, a nie kombinezon. Także widać z jak groźnym wirusem mamy do czynienia. Kiedy zapytałem Go czy tutaj jest COVID, powiedział "co ty, nerki zniszczone" - mówi w nagraniu. - Jest to naciągactwo, nie szpital. On wcale nie musiał istnieć, on funkcjonował - moim zdaniem - w 80 procentach funkcjonowania swojego czasu - w bardzo małym obłożeniu. Więc wcale nie musiało tego być albo powinien być zamykany częściej. Natomiast takich pieniażków wiem, że się nie przepuści. Także Panie wojewodo prawda i tak wyjdzie - kontynuuował.
Komentarze (0)