Lata osiemdziesiąte i dziewięćdziesiąte XIX wieku były dla miasta nad Białką złotym wiekiem. Ranga ośrodka rosła, ponieważ było on ważnym punktem carskiej administracji.
Radzyńskie multi - kulti
Tam, gdzie obecnie jest boisko Szkoły Podstawowej nr 1 i ulica Jana Pawła II, Rosjanie pobudowali okazałą cerkiew św. Jerzego Zwycięzcy (w miejsce dawnej unickiej, która stała na dzisiejszej ulicy Partyzantów). Wprawdzie poza urzędnikami i stacjonującymi w mieście sołdatami nikt z dawnych wiernych do środka nie zaglądał, ale gmaszysko prezentowało się imponująco, szczególnie że – moskiewskim obyczajem – swoim bogactwem wyraźnie kontrastowało z permanentną szarością reszty miasta. U szczytów sławy znaleźli się też radzyńscy Żydzi, stanowiący więcej niż połowę populacji Radzynia. Ich przywódca, cadyk Gershon Leiner, zasłynął wonczas w Kongresówce i całej Europie nie tylko mądrością i niezwykłą uczonością (które wyjątkowo szły w parze!), ale też jako odkrywca chilazona – ryby, z której wedle żydowskich ustaw pozyskiwać należy błękitny barwnik do frędzli u chust modlitewnych. A że frędzel niewłaściwy to rzecz dosyć niebezpieczna, tedy Radzyń wśród chasydów na całym świecie zdobył renomę miasta nadzwyczajnego. Sam widziałem amerykańską encyklopedię, w której był rebe Leiner a nie było Karola Lipińskiego, pochodzącego z Radzynia największego polskiego skrzypka!
Matka wszystkich kościołów
Pewnym zaskoczeniem może być, że w tym trudnym dla polskości i katolicyzmu czasie piękniał również kościół św. Trójcy. Pracy duszpasterskiej było co niemiara: wobec karnego zamknięcia kościołów w Wohyniu i Ostrówkach katolicy z tych miejscowości musieli szukać wsparcia w Radzyniu. Był on również jedną z głównych przystani dla uciskanych unitów, pozbawionych przez Rosjan dostępu do sakramentów. W aktywności tej celował szczególnie proboszcz Tadeusz Osiński, który potrafił jednocześnie otaczać opieką nawet 17 tajnych konspiracyjnych szkół elementarnych.
Polak z wyboru, kolega Matejki
Równolegle jednak piękniał też sam budynek, a to głównie za sprawą powstających w latach 1880 – 1909 sztalugowych obrazów Józefa Buchbindera. Była to postać niezwykła, w ciekawych swoich losach dobrze wpisująca się w barwny klimat duchowy ówczesnego Podlasia. Sam wzrostu co najwyżej niewielkiego (niektóre płótna sygnował po prostu "Mały"), z pochodzenia Izraelita, z wyboru duszy wybitny Polak, pozostawił na świątyni niezatarte piętno. Miejscem jego urodzenia był najprawdopodobniej sam Radzyń, chociaż pretensje do bycia jego ojczyzną zgłaszały też Mordy k. Siedlec. Pochodził z porządnej, żydowskiej rodziny, w której ojciec Rejel parał się rysunkiem, brat Szymon, również malarz, zasłynął zaś nawet szerzej niż Józef. Mimo, że rodzice regularnie uczęszczali do synagogi, młodszy z braci jako dorosły przyjął chrzest. Otrzymawszy wsparcie od rodziny Zembrzuskich i księdza Wincentego Augustynowicza pobierał nauki w Niemczech. Z tego okresu datuje się też jego znajomość z Matejką.
Po powrocie do kraju w 1870 r., ogłasza swoja maksymę życiową: "kształciłem sie za polskie pieniądze, więc mam obowiązek pracą oddać krajowi to, co we mnie włożył"
Szybko zdobył dużą popularność jako malarz kościelny, co jednak przypłacił zaszufladkowaniem w opiniach krytyków. Oprócz "Trójcy" uwagę przykuwa też wizerunek św. Izydora Oracza, odzianego na płótnie Buchbindera w strój właściwy dla ówczesnych podlaskich włościan.
Ciekawostką jest, że wnukiem malarza był Wojciech Wasiutyński, w okresie międzywojennym jeden z najbardziej energicznych endeków!Ale tak to czasem w drugim pokoleniu bywa.
Niby wiadomo, że czasy się zmieniają, aliści... W Pałacu Potockich nikt nie mieszka, kościoły stawiają nowoczesne i - w porównaniu z radzyńską Trójcą, ufundowaną jako votum za najazdy na Moskwę tzw. "dymitriady" - z dosyć błahych powodów, natchnionych żydowskich artystów jak na lekarstwo, biografie i wyrazy twarzy ustabilizowane... Ale dzięki obrazom Buchbindera w kościele w Radzyniu dużo magii!