Wiosną 1831 r. na Wołyniu działał polski korpus generała Józefa Dwernickiego. Odniósł zwycięstwo pod Boremlem, ale przyparty przez wojska rosyjskie do granicy z Austrią musiał ją przekroczyć. Korpus został tam rozbrojony. Polskie dowództwo naczelne jednak nie wiedziało o tym. Postanowiło wysłać na pomoc Dwernickiemu korpus generała Wojciecha Chrzanowskiego. Kiedy wiadomość o losach korpusu Dwernickiego dotarła do naczelnego wodza, generała Jana Skrzyneckiego, nie zmienił on rozkazów dla Chrzanowskiego. Miał ze swoim korpusem maszerować w kierunku Zamościa. Skrzynecki liczył na to, że żołnierze Dwernickiego przedrą się przez granicę i będą się zbierać właśnie w okolicach twierdzy Zamość.
Herbata ze skwarkami
8 maja korpus Chrzanowskiego zajął Kock. 9 maja, doszło do walk pod Kamionką i Firlejem. Zakończyły się sukcesami strony polskiej. Zdobyto rosyjskie tabory. Uczestnik tych walk, książę Leon Sapieha wspominał zabawne wydarzenie - polscy żołnierze zdobyli znaczną ilość herbaty, jednak prości szeregowcy nie wiedzieli co to jest. Próbowali gotować herbatę na gęsto ze słoniną, jak kaszę. Tak przyrządzona "potrawa" jeść się jednak nie dała. Wszystko wylano do rowu, żołnierze żałowali tylko zmarnowanej słoniny.
Pod Skrobowem udało się okrążyć rosyjską piechotę, która z dużymi stratami - szacowanymi na około 500 ludzi - zdołała się przebić do sił głównych w okolicach Kamionki.
Te sukcesy uśpiły czujność polskiego dowództwa. W nocy nie wystawiono nawet wart. Wykorzystali to Rosjanie. Rosyjski oficer podszedł od strony Kozłówki do polskiego obozu. Policzył nasze bataliony. To bardzo pomogło dowodzącemu siłami rosyjskimi generałowi Kreutzowi w opracowaniu planu bitwy.
Lubartów w ogniu
Było jeszcze ciemno, kiedy hrabia Tołstoj z dwunastoma szwadronami dragonów i dwoma pułkami Kozaków ruszył w stronę Niemiec. Miał udaremnić ewentualny odwrót Polaków w tamtym kierunku. Żołnierze Tołstoja mieli też zniszczyć most na Wieprzu w Sernikach, żeby nie dopuścić odwrotu polskich wojsk za rzekę.
Do bezpośredniego ataku na Lubartów wyznaczone zostały oddziały generałów Zaboryńskiego (od strony Kamionki) i Murawiewa (od strony Nowodworu).
Atak na uśpiony polski obóz mógłby zakończyć się pogromem. Ale około godziny 4 rano generał Chrzanowski dokonywał przeglądu obozowiska. Dostrzegł nadciągających Rosjan. Udało się przygotować do walki dwa szwadrony kawalerii. Generał sam stanął na ich czele. Szarża kawalerii - mimo że odparta przez Rosjan ogniem artylerii - zatrzymała na krótko oddział generała Murawiewa. To dało czas na przygotowanie piechoty do walki.
Generał Chrzanowski wydał rozkaz odwrotu za Wieprz. Polacy wycofali się w szyku, bez pospiechu i paniki. W mieście pozostała tylko część piechoty, która miała opóźniać rosyjskie natarcie. W czasie ostrzału artyleryjskiego Lubartów zaczął się palić. W mieście było wówczas 445 budynków, ale tylko 22 murowane. Drewniana zabudowa szybko płonęła. Rozmiary tragedii powiększyło jeszcze to, że próbujących uciekać mieszczan rosyjscy żołnierze zapędzali bagnetami z powrotem w ogień. Wielu mieszkańców Lubartowa poniosło śmierć. Znana jest np. tragedia rodziny Lisków - schronili się w piwnicy, ale pod płonącym rumowiskiem zginęło pięć osób z tej rodziny.
Odwrót za Wieprz
W mieście pozostało jeszcze osiemdziesięciu rannych polskich piechurów. Schronili się za murami klasztoru Kapucynów. Skutecznie odpierali rosyjskie ataki. Dopiero kiedy rosyjska artyleria wybiła wyłom w klasztornym murze, obrońcy złożyli broń. Dzielna obrona klasztoru zaimponowała rosyjskim oficerom, którzy poddającym się Polakom oddali honory wojskowe.
Tymczasem generał Chrzanowski z głównymi siłami korpusu dotarł do Sernik. Okazało się, że oddział hrabiego Tołstoja spóźnił się i most na Wieprzu stoi nienaruszony. Pozwoliło to na swobodny odwrót. Dopiero wtedy most został zniszczony - ale przez Polaków, którzy w ten sposób chcieli utrudnić pościg Rosjanom. Kiedy do Wieprza dotarli polscy piechurzy, którzy wycofali się po podpaleniu Lubartowa, brak mostu nie był dla nich problemem. Przebyli rzekę wpław. Po kilku dniach piechurzy dotarli do głównych sił Chrzanowskiego.
Polski generał zastosował fortel wojenny - wysłał do sztabu generała Kreutza oficera przebranego w rosyjski mundur. Przekazał on rosyjskiemu dowódcy fałszywą wiadomość, że w Kamionce pojawiły się polskie oddziały. Kreutz dał się nabrać i wysłał tam część kawalerii - na próżno, żadnych polskich sił w Kamionce nie było. Polski korpus dotarł do Zamościa.