Mimo niejasności, co do losów przyszłego mistrza Anglii, wyraźnie widać, które drużyny wciąż mają problem z wyjściem z dołka. W poważnych tarapatach znajduje się Crystal Palace, które wciąż nie znajduje przełamania na boiskach Premier League i po sześciu kolejkach nie potrafi wygrać meczu. Zespołowi z Selhurst Park potrafił postawić się nawet słabiutki Everton, mogący się wcześniej poszczycić niechlubną serię czterech, przegranych meczów od początku rozgrywek. OBEJRZYJ MATERIAŁ WIDEO Z NAJCIEKAWSZYMI MOMENTAMI OSTATNIEJ KOLEJKI PREMIER LEAGUE.
CIĄG DALSZY TEKSTU POD MATERIAŁEM WIDEO:
Wiele sobie do zarzucenia może mieć także West Ham, który mimo iż pozornie posiada w miarę bezpieczną, czternastą pozycję w tabeli całkowicie rozczarowuje formą strzelecką. Piąta najgorsza ofensywa ligi nie poradziła sobie z Brentford i podzieliła się punktami, dokładając do swojego dorobku czwarty mecz w lidze bez zwycięstwa.
Spośród maluczkich w Premier League warto jednak zwrócić uwagę na niepozorną drużynę Fulham, która małymi krokami i skromnymi wynikami buduje sobie pozycje na zapleczu Top5. Zwycięstwo z Nottingham dało im piąte miejsce w lidze i drugie zwycięstwo z rzędu. W tym sukcesie, jak i w poprzednich należy wyróżnić Raula Jimeneza, który prezentuje znakomitą formę, strzelając po bramce w każdym z ostatnich trzech meczów. To właśnie jego trafienie dało trzy punkty "The Cottagers" w starciu z Nottingham.
Zwycięski Londyn, Cole Palmer królem weekendu w Anglii
Ani "Kanonierzy", ani "The Blues" nie mogą narzekać na swoją boiskową dyspozycję w ostatnim czasie. Wspólnymi siłami obejmują najniższe stopnie Top4 gwarantujące Ligę Mistrzów, bez większych problemów, pokonując swoich rywali. Tak przynajmniej sugerują wyniki, ale przebieg meczu wskazywał na to, że obie drużyny potrzebowały cudu i cud otrzymały. Leicester City zdołało narobić problemów Arsenalow, który mimo iż prowadził z "Lisami" 2:0 do przerwy ostatecznie po gwizdku stracił przewagę w... zaledwie kwadrans! Co los jednak zabrał w zeszłotygodniowym starciu z "The Citizens", oddał podopiecznym Mikela Artety na Emirates, gdy po dwóch bramkach w doliczonym czasie gry gospodarze wyrwali trzy punkty oponentom. Była to prawdziwa volta, bowiem wcześniej to właśnie Arsenal w końcowych minutach spotkania wypuścił zwycięstwo. Teraz jednak uczeń Guardioli odpłacił się swojemu mistrzowi i zrównał się z nim punktami w klasyfikacji.Cudem Chelsea wcale nie był przekorny los, a... Cole Palmer. Zjawiskowy zawodnik ciągle udowadnia, że jego sensacyjna forma sezon temu absolutnie nie była jedynie statusem one-season-wondera, lecz jest godna nowej perły w koronie Anglii. 22-latek w pojedynkę, w spektakularny sposób poprowadził swoją drużynę do zwycięstwa nad Brighton – również 4:2. Strzelił on wszystkie gole i tak naprawdę brakowało tylko tego, by sam sobie asystował. Chelsea statystycznie wcale nie była lepsza od "Mew", ale gdy ma się po swojej stronie tak nieprawdopodobnego piłkarza, wszystko staje się prostsze. Już po szóstej kolejce Anglik zanotował sześć goli i cztery asysty, czyli tyle samo, ile Gabriel Martinelli w trakcie całego poprzedniego sezonu i więcej niż warty 100 milionów euro Mykhailo Mudryk... również przez cały sezon. Chelsea wskoczyła na czwarte miejsce w tabeli, a występami Nicholasa Jacksona oraz właśnie Palmera sprawiła, że oglądanie spotkań "The Blues" tylko zyskało na przyjemności.
Mistrz zaczyna krwawić. Co z formą Manchesteru City?
Niestety tam, gdzie jest róża są też kolce, a tam gdzie jest światło, musi czaić się mrok. W Londynie zrobiło się słonecznie, ale w niebieskiej części Manchesteru kibicom towarzyszą pochmurne nastroje. Jak bowiem usprawiedliwić remis z drużyną, która została pokonana przez Fulham, a także ledwo poradziła sobie z ostatnią oraz przedostatnią drużyną w tabeli? Niestety znakomita bramka Josko Gvardiola oraz ponad sześcidziesięcioprocentowe posiadanie piłki "Obywateli" nie wystarczyło do końcowego sukcesu. Anthony Gordon jako jedyny spośród graczy Newcastle przełamał żelazną defensywę rywali z rzutu karnego i zamknął wynik meczu już po godzinie gry, strącając obrońców tytułu na drugą lokatę. City dwoiło się i troiło w gąszczu obrońców "Srok", a nawet wirtuozeria klinicznego wykończenia Phila Fodena nie pozwalała w końcówce na odmianę wyników, bo w fenomenalnej dyspozycji pozostawał bramkarz Nick Pope. Pep Guardiola będzie musiał koniecznie poszukać zwycięstwa w kolejnych spotkaniach przeciwko nisko broniącym rywalom, gdyż ostatnie dwie straty punktów z rzędu mogą zaważyć na dalszym spadkom jego drużyny we wciąż bardzo ciasnej tabeli Premier League.
Słodko-gorzki Liverpool
Problemy Manchesteru City są dla podopiecznych Arne Slota jak manna z nieba. Holender wyprzedza swojego hiszpańskiego rywala z ławki trenerskiej i to on teraz ma, jako manager Liverpoolu, okazję trenować najlepszy zespół w Anglii. Zwycięstwo z Wolverhamptonem przyniosło "The Reds" szczyt ligi, ale w kuriozalnych okolicznościach. Statystyki absolutnie nie wskazują na to, by Liverpool toczył walkę z drużyną z końca tabeli. Liczby były wyrównane i w zasadzie tylko dzięki szczęśliwie, absurdalnej decyzji Nelsona Semedo o faulu w polu karnym na Diogo Jocie, drużyna z miasta Beatlesów mogła sobie przyznać trzy punkty.Zwycięstwo tylko 2:1 to z perspektywy akcji coś fenomenalnego, bowiem Wolverhampton niejednokrotnie poprzez fatalne błędy prezentował byłym mistrzom Anglii okazje bramkowe jak na tacy, których ci nie wykorzystywali. Arne Slot może mieć jednak sporo zastrzeżeń do swoich zawodników, bowiem ci również sprezentowali gola "Wilkom" i ten absurdalny błąd mógł ich naprawdę sporo kosztować. Te dywagacje pozostają jednak bez znaczenia w przypadku końcowego rezultatu, który dał "The Reds" pozycję lidera. Nie mogą oni jednak tracić czujności tak łatwo w kolejnych spotkaniach i muszą znacząco zwiększyć swoją jakość w grze ofensywnej. Okazji bramkowych było aż nadto, ale trzeba je wykorzystywać szczególnie, gdy na horyzoncie pojawiają się kolejne starcia w Lidze Mistrzów jak również mecz z rewelacyjną Chelsea.
Czerwone diabły toną w ogniu piekielnym
Spotkanie Manchesteru United z Tottenhamem w oczywisty sposób było typowane na mecz kolejki, ale nikt nie spodziewał się tego, że po spotkaniu kibice więcej czasu będą poświęcać dyskusjom nad przyszłością Erika Ten Haga na Old Trafford niż samemu meczowi. Wynik 3:0 dla Kogutów zdaje się ginąć w morzu argumentów, śmiechu, naprzemiennego bólu i frustracji towarzyszącym fanom "Czerwonych diabłów". Niedzielna kompromitacja zesłała ten zespół na aż 12. miejsce w tabeli, co spotęgowało wściekłość po remisie z Twente w Lidze Mistrzów. Rola architekta Erika Ten Haga na placu ciągłej budowy w czerwonej części Manchesteru stała się już praktycznie niewiarygodna ze względu na kompletny brak jakiejkolwiek stabilizacji. United pozostaje bez zwycięstwa od trzech spotkań, a jedyne victorie jakie uzyskał to przeciwko Southampton, Barnsley i Fulham, co zakrawa o śmieszność w przypadku tak wielkiego klubu.Manchester był całkowicie bezradny tym razem w obliczu błyskawicznych kontrataków Spurs, którzy dzięki maratończykom na skrzydłach z łatwością kąsali "Czerwone Diabły". Ogrom talentów, jaki został sprowadzony latem na Old Trafford póki, co znów idzie na przemiał, a zjawiskowe wcześniej nabytki nie potrafią odnaleźć się w chaosie Ten Haga. O zwolnieniu managera szerzej się nie mówi, podobnie jak o jego potencjalnych następcach, ale nie da się ukryć, że jego koniec w Manchesterze jest coraz bliższy końca. Pytanie, kto wreszcie odczaruje ten zespół i przywróci zespół do czasów chwały? Nazwisk na rynku trenerskim zdaje się być coraz mniej.
Komentarze (0)