W czwartek (24 lutego) nad ranem Rosja zatakowała Ukrainę. Jak mówi nam mieszkaniec Radzynia Podlaskiego, to już wojna na pełną skalę. Godzinę wcześniej Rosjanie ostrzelali lotnisko znajdujące się ok. 25 km od centrum Kijowa oraz przeprowadzili szturm - brało w nim udział ok. 20 śmigłowców. Lotnisko w tej chwili płonie, dymy widać z daleka.
- W nocy znajdowałem się w obwodzie blisko Kijowa. Wtedy Rosjanie ostrzelali skład amunicji znajdujący się jakieś 10 km ode mnie - relacjonuje pan Wojciech. - W tej chwili na głównych drogach jest bardzo dużo ukraińskiego wojska zmierzającego w stronę Kijowa. Kolumny samochodów wojskowych, czołgów, wozów zaopatrzenia. Ukraińcy rozlokowują swoje siły do obrony stolicy. A ze stolicy uciekają tysiące ludzi. Tysiące osobówek, całe rodziny zmierzają na zachód Ukrainy, w kierunku Polski. Radio podało, że władze proszą o ewakuację w tamte rejony – mówi pan Wojciech.
Dodaje, że sytuacja na drogach jest bardzo trudna.
CZYTAJ TAKŻE: Wojna na Ukrainie: Na Lubelszczyźnie powstają specjalne punkty. Ukraińscy uchodźcy dostaną w nich pomoc
- Jest tłok, tym bardziej, że w stronę swojej stolicy Ukraińcy przemieszczają m.in. swoje czołgi, jazda się ślimaczy, możemy jechać najwyżej 30 km/h - opisuje. - Na stacjach nie ma paliwa, banki pozamykane, można płacić jedynie gotówką. Grozę sytuacji podkreślają pogłoski o możliwym ataku Rosjan na Kowel, a to zaledwie 80 km od Polski.
Pan Wojciech zmierza w stronę ukraińsko-polskiej granicy. - Jestem już na dobrej drodze - mówi z nadzieją.
Komentarze (0)