Z wielką radością znalazłem w sklepowej ladzie w jednym z marketów karmazyna. W stanie naturalnym występuje w północnym Atlantyku, ale skoro wystąpił też w Radzyniu Podlaskim - takiej okazji przepuścić nie mogłem. Tym bardziej że cena dość przystępna, mniej-więcej tyle, co pstrąg.
Swoją nazwę zawdzięcza nietypowemu, lekko różowemu ubarwieniu, w okolicach płetw i głowy przechodzącym w czerwień. Gdyby niespodziewanie okazało się, że karmazyn posiada duszę i prawdziwe było powiedzenie o tym, że oczy są tejże zwierciadłem - to znaczy, że karmazyn ma duszę wyłupiastą. Łuska odchodzi dość łatwo, zresztą w sklepie jest już oskrobany. Ości są wyraźne i twarde, więc oddzielają się sprawnie, śmiało można wykroić filety. Mięso jest białe, chude i dość zwarte. Ryba dorasta nawet do metra długości, ale te sprzedawane w sklepach mają mniej niż pół kilograma. W sam raz jeden na biesiadnika.
Pomysłów na przyrządzenie mogą być dziesiątki. Mając dobrej jakości produkt, można pokusić się o pieczenie, smażenie, grillowanie, jeśli ktoś dba o linię delikatność nawet ugotować na parze. Ja ponamawiam Państwa na zamarynowanie i upieczenie w piekarniku.
1 karmazyn (ok. 40 dkg)
marynata: oliwa, skórka i sok z ćwiartki cytryny, biały pieprz, 2 gałązki natki pietruszki, sól,
do pieczenia: dwie "ósemki cytryny, oliwa
Najlepiej jest przyrządzać karmazyna razem ze skórą. Dość łatwo osiągnąć z nią efekt chrupkości, zapobiega to też wysuszeniu samego mięsa.
Kwestia usunięcia płetw jest opcjonalna. Uważać należy tylko, żeby się przez przypadek nie ukłuć: końcówki są ostre, a skaleczenia bolesne. Po upieczeniu odchodzą zupełnie łatwo. Żeby mięso lepiej przeszło marynatą, dobrze jest ostrym nożem w poprzek ryby lekko naciąć skórę.
Przepisów na marynatę może być tyle, ilu kucharzy. Na pewno jego bazą musi być dobrej jakości oliwa. Do tego kilka łyżek soku z cytrusów, limonek albo cytryn. Trochę potartej skórki. Uwielbiam przyprawiać ryby białym pieprzem. Jest delikatniejszy, bardziej subtelny, potrafi dodać lekko ziołowy aromat. Świetnym dodatkiem będzie natka pietruszki. Z solą nadzwyczaj ostrożnie, zawsze można na koniec podkręcić na talerzu, żaden wstyd.
Nacieramy rybę od środka i zewnątrz. Odstawiamy do lodówki na dwie- trzy godziny. Przed włożeniem do piekarnika pozwalamy jej dojść z powrotem do temperatury pokojowej, skrapiamy oliwą, a do środka wkładam ósemki cytryny.
Jedyne niebezpieczeństwo, jakie na nas czyha, to wysuszenie ryby w trakcie pieczenia. Ja mam dwa sposoby. Pierwszy z nich to pieczenie ryby zawiniętej w folię metalizowaną przez około 20 minut w 220 stopniach - ten wariant wybieram, jeżeli ryba jest niewielka. Jeżeli mam zaś do czynienia z nieco większym okazem (ponad pół kilograma), nagrzewam piec nieco mocniej, do 250 stopni. Wkładam rybę, czekam 5 minut i wyłączam piec. Pozwalam temperaturze opadać w swoim tempie.
Na wydaniu skrapiam jeszcze raz sokiem z cytryny, ozdabiamy natką. Podawać można z wybranymi dodatkami - oczywiście świetne będą podsmażone kartofle i jakaś delikatna surówka.
Zbigniew Smółko
Więcej przepisów znajdziesz ( TUTAJ)
Zobacz również: Przepisy Czytelników
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.