No, może nie zawsze. Wprawdzie legendy o "stuletnich jajkach" są tylko legendami (marynuje się je "tylko" przez kilka miesięcy, m.in. w niegaszonym wapnie...), ale czasem trzeba chwilkę zaczekać. Z reguły jednak kluczem są po prostu dobrej jakości składniki, przerobione na tyle sprawnie, żeby nie utraciły swojej jędrności i przyrodzonego bogactwa smaków. Zapraszam na chiński stir-fry z wołowiną i cebulą.
Na cztery osoby
300 gramów zmielonej wołowiny
cebula cukrowa
czosnek
chilli
imbir
sos sojowy
sos ostrygowy
opakowanie makaronu ryżowego
pęczek szczypiorku
4 żółtka
Najpierw szykujemy sobie wszystkie składniki, żeby potem móc je tylko w odpowiedniej kolejności dokładać na patelnię. Zaczynamy od przygotowania - zgodnie z przepisem na opakowaniu - porcji makaronu ryżowego albo sojowego. Zwykle polega to na zalaniu go gorącą wodą, zostawieniu pod przykryciem na kilka minut i odcedzeniu. Potem cała reszta.
Kroimy w piórka cukrową cebulę, w cienkie plasterki obrany kawałek imbiru (niech będzie, że wielkości naszego kciuka), pikantną papryczkę, dwa ząbki czosnku, wypestkowany i - jeśli nam się chce... - obrany ze skórki mięsisty pomidor, 300 gramów mielonej albo posiekanej wołowiny (może być np. niezbyt tłusta łopatka albo kark), sos sojowy (pamiętamy: jasny jest delikatniejszy i bardziej słony, ciemny gęstszy i ma w sobie nieco słodyczy), nieco octu ryżowego (jak akurat nie mamy może sok z limonki, ocet jabłkowy albo np. wytrawne białe wino). Jeżeli akurat mamy pod ręką któryś z azjatyckich słonych sosów - ostrygowy albo rybny - rewelacja, zrobią różnicę.
Jakiś dobry olej roślinny o wysokiej temperaturze dymienia - najlepiej palmowy, ale słonecznikowy będzie też w porządku.
I teraz szybka akcja. Cały czas będziemy dodawać po kolei różne składniki, ciągle mieszając. Na filmach goście efektownie podrzucają zawartość patelni, ale ja na przykład przed trzydzieści lat się nie nauczyłem.
Bierzemy dość głęboką patelnię albo wok. Palnik na maksa... Temperatura nie może spaść za nisko, więc nie możemy robić jednej wielkiej porcji. Najpierw cebula i czosnek. Minuta. Imbir i chilli. Pół minuty. Mięso. Minuta. Sos sojowy i sos ostrygowy. Dwie minuty. Ocet ryżowy. Minuta. Koniec.
Teraz talerz. Najpierw nasz makaron. Na środek wołowina.
Na koniec parę drobiazgów, które mają dodać daniu wielowątkowości, rozmaitych tekstur, kolorów i smaków. Nie mam nawet najbledszego pojęcia, na jakiej zasadzie Azjaci je dobierają i jak tworzą kompozycje, czy, poza tysiącami lat doświadczenia istnieje jakiś tajemniczy klucz, pozwalający ocenić i uznać, że ten akurat dodatek świetnie gra z całą resztą, bo często zestawienia są dość zaskakujące, ale robią swoją robotę. Tutaj pójdziemy po sprawdzonych ścieżkach. Na pewno musi być chrupiący szczypiorek. Fajny patent: musimy go lekko zmrozić. Kroimy dość drobno i wrzucamy na chwilę do wody z kostkami lodu. Minuta odsączamy i posypujemy nim danie. Działa także poza obszarem "chińszczyzny". Drugi dodatek to surowe jajko. Na koniec na środku talerza formujemy niewielkie wgłębienie, wbijamy do niego bądź to całe bądź - ja tak wolę - samo żółtko i mieszamy. Nie dość, że wnosi własny smak, to jeszcze pozwala wyostrzyć pozostałe.
Zbigniew Smółko
Więcej przepisów znajdziesz ( TUTAJ)
Zobacz również: Przepisy Czytelników
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.